Religia, tak czy nie?
Moderator: Moderatorzy
i: zwloki tracą 21 gramów.Po śmierci ciała nasza dusza się uwalnia i:
Chodzi o to, ze idacy na smierc w imie Boga (choc to dziwne jak krucjaty) nie ma tej reszty zycia jaka zostalaby mu gdyby zostal w domu. Ten ukrocony czas jest caly liczony jako sluzbe Bogu. Ja to tak rozumiem.AdeQkun pisze:do religi muzłumańskiej juz cos mam czy jest to normalnym,że człowiek idacy na ich "świeta wojne" nie ma juz grzechow,ktore popełnil za życia,nie rozumiem ich wiary dziwna jest i tyle
-Jest jakaś miara szczęścia?
-Tak, promile.
Coś Ty sie taki mądry zrobił. Udowodnij mi ze wiara ma sens. Wiara jest bez sensu, ktos cos powiedzial jakies matoly powtarzaly, a kazdy "wierzy" w to, wiara ma sens moim zdaniem tylko w jednym wypadku ktory raczej mi sie nie przyda nigdy bo nie potrafie tak, a mianowicie jesli ktos zyje tylko dla wiary, opiera sie na niej itp. generalnie ma tylko wtedy sens jesli ktos sam w niej widzi sens, ja nie widze i raczej nie zobacze.Rav pisze:Udowodnij, że to, że nie mogę go złamać ani zgnieść, świadczy o tym, że kamień jest twardy.Barni pisze:Złam go i spróbuj zgnieść. Twardy? Twardy.
I'll become The King of Pirates!
Jak to pisalem to nie bylo jeszcze o aksjomatach, na pewno bym tak nie napisal po przeczytaniu tego wszystkiego, dziwnie wyszlo ;d. To zdanie ze wiara jest bez sensu (dla mnie) znaczy, ze jest (hmmm jakby to okreslic) dziwna, niepotrzebna, przeszkadzajaca, idiotyczna i inne zle okreslenia. Zreszta co do wiary to sam juz nie wiem, ostatnio sie dosc wacham w tej kwesti, kiedys chcialem innych namowic do wiary, ale teraz nie widze w tym zadnego sensu by kogos w to wciagac...Rav pisze:Jak już mówiłem, nie mogę Ci niczego udowodnić, jeśli nie przyjąłeś pewnych potrzebnych mi do tego aksjomatów. Mogę co najwyżej próbować przekonać Cię, że warto, żebyś uwierzył. Ale średnio wiem, jak miałbym się za to zabrać. To jest sprawa tego, jak Ty w środku czujesz.Pitti pisze:Udowodnij mi ze wiara ma sens.
Co w ogóle znaczy to zdanie, że wiara jest bez sensu?Pitti pisze:Wiara jest bez sensu
Poza tym spokojnie, po co te nerwy? (do Pittiego i krovy; bo tak was interpretuję)
I'll become The King of Pirates!
Juz nie raz prowadzilem zazarte spory o to zagadnienie. Nauka jest udowodniona, jest czynnikiem pewnym. Kiedy mamy do czynienia z rzeczami udokumentowanymi, to nie wiara. Wierzysz w cos, czego nie jestes pewien. W innym kontekscie to slowo nie ma sensu.SonGohan pisze:Wole wierzyc w nauke
Stwierdzenie: "wierzyc w nauke" posiada w zasadzie blad logiczny.
Wersja dla idiotow:
Widze czerwone jablko. Nie musze wierzyc, ze jest czerwone, bo widze to i jestem tego pewien.
Nie widze natomiast niebieskiej gruszki, nigdy takiej nie widzialem. Nikt mi o takiej nawet nigdy nie wspomnial. Mimo tego, moge wierzyc, ze gdzies takie gruszki rosna.
Wniosek:
Widze, wiem jak jest, jestem czegos pewien - nie ma wiary.
Nie widze, nic nie jest pewne - jest wiara.
Dziekuje.
Krova, A.D. 2008
-Jest jakaś miara szczęścia?
-Tak, promile.
Niekoniecznie .
Mozna tez wierzyc komus czyli np. nie wiem byc pewnym, ze nie klamie(?).
Wierzyc w nauke... to wtedy zmienia sens, moim zdaniem mozna tak powiedziec, wierzy w nauke czyli np. wie, ze dzieki nauce bedzie dobrze czy cos takiego/innego.
Slowo "wiara" ma wiele znaczen . Nie Dae? (choc moze to zdanie nie pasuje, uzajmy, ze jest ono kierowane tylko do Daego ;p)
Mozna tez wierzyc komus czyli np. nie wiem byc pewnym, ze nie klamie(?).
Wierzyc w nauke... to wtedy zmienia sens, moim zdaniem mozna tak powiedziec, wierzy w nauke czyli np. wie, ze dzieki nauce bedzie dobrze czy cos takiego/innego.
Slowo "wiara" ma wiele znaczen . Nie Dae? (choc moze to zdanie nie pasuje, uzajmy, ze jest ono kierowane tylko do Daego ;p)
I'll become The King of Pirates!
- SonGohan
- Golden Oozaru
- Posty: 205
- Rejestracja: wt sty 02, 2007 9:41 pm
- Lokalizacja: Stalowa Wola/Madrid
To lepiej powiedziec "Wieze nauce"?krova pisze:Stwierdzenie: "wierzyc w nauke" posiada w zasadzie blad logiczny.
Bardzo dobrze powiedziane...krova pisze:Wersja dla idiotow:
Widze czerwone jablko. Nie musze wierzyc, ze jest czerwone, bo widze to i jestem tego pewien.
Nie widze natomiast niebieskiej gruszki, nigdy takiej nie widzialem. Nikt mi o takiej nawet nigdy nie wspomnial. Mimo tego, moge wierzyc, ze gdzies takie gruszki rosna.
Zumo de uva a base de concentrado esta enriquecido con vitamina C.
A odkopię sobie xD
Kilka lat temu rozważyłem to mniej więcej następująco (język matematyczny dodałem później):
Oznaczmy przez p prawdopodobieństwo, że istnieje życie po śmierci.
Nie posiadam dowodu na to, że po śmierci nie ma życia, zatem p jest dla mnie dodatnie. Wartość sytuacji wicia się w agonii przez całą wieczność oceniam na -∞, ze względu na czas trwania. Wartość ewentualnych korzyści, które - powiedzmy, że - mógłbym osiągnąć, działając w myśl zasady "Hulaj duszo, piekła nie ma!" - oceniam na wartość skończoną (oznaczmy sobie jako jakieś x), ponieważ życie na ziemi ma skończoną długość.
Policzmy zatem wartość oczekiwaną rezultatu postępowania tak, jakby nie istniało życie po śmierci:
EX=p*(-∞)+(1-p)*x=-∞+(1-p)*x=-∞
Uznałem, że wartość oczekiwana -∞ jest dla mnie wysoce niezadowalająca i dlatego postanowiłem, że będę żył tak, jakby życie po śmierci istniało (czyli uczynię to swoim aksjomatem, tudzież "uwierzę"). - c.k.d. [ ]
A teraz mniej matematycznie:
Kompletnie nie rozumiem argumentu, że ktoś wierzy dlatego, że boi się śmierci i chciałby przedłużyć swoje życie na wieczność.
Ja zdecydowanie wolałbym mieć pewność, że po śmierci nic nie ma (znika moja świadomość), niż dopuszczać choćby najmniejszą możliwość, że mógłbym wić się w agonii przez całą wieczność. Nawet jeśli istniałaby również możliwość, że mógłbym przez wieczność odczuwać nieskończone szczęście. Po prostu za dużo mam do stracenia, żebym miał podejmować takie ryzyko. A jeśli bym po prostu znikał z tego świata, to by mi przecież zupełnie nie przeszkadzało to, że mnie nie ma (bo by mnie nie było, więc nic by mi nie mogło przeszkadzać). Moim zdaniem ateizm jest dużo wygodniejszy pod tym względem.
Jednak to nie było tak, że uwierzyłem w to, co było dla mnie najwygodniejsze. Wyszedłem z założenia, że ja mogę sobie nie wierzyć w życie po śmierci, ale ono i tak może tam na mnie czekać, czy tego chcę, czy nie. Wolałem nie ryzykować. Skoro istnieje choćby najmniejsza możliwość, że istnieje życie po śmierci, to ja muszę zrobić wszystko, żeby tylko jak najbardziej zminimalizować prawdopodobieństwo, że mógłbym wić się w agonii przez całą wieczność (tak, używam już trzeci raz tego sformułowania - to cytat z "Adwokata diabła", który uznałem za "fajny"). Bo cóż jest większego niż nieskończoność?
Chyba nie piszę tego po to, żeby kogokolwiek przekonać, lecz bardziej dlatego, że nie spotkałem się jeszcze z tego rodzaju głosem w tego rodzaju dyskusjach i jestem dość ciekaw reakcji.
Napiszę, co kiedyś uznałem za powód dla mnie.Kostek pisze:dajcie mi chodź jeden powód dla któego warto wierzyć w boga...
Kilka lat temu rozważyłem to mniej więcej następująco (język matematyczny dodałem później):
Oznaczmy przez p prawdopodobieństwo, że istnieje życie po śmierci.
Nie posiadam dowodu na to, że po śmierci nie ma życia, zatem p jest dla mnie dodatnie. Wartość sytuacji wicia się w agonii przez całą wieczność oceniam na -∞, ze względu na czas trwania. Wartość ewentualnych korzyści, które - powiedzmy, że - mógłbym osiągnąć, działając w myśl zasady "Hulaj duszo, piekła nie ma!" - oceniam na wartość skończoną (oznaczmy sobie jako jakieś x), ponieważ życie na ziemi ma skończoną długość.
Policzmy zatem wartość oczekiwaną rezultatu postępowania tak, jakby nie istniało życie po śmierci:
EX=p*(-∞)+(1-p)*x=-∞+(1-p)*x=-∞
Uznałem, że wartość oczekiwana -∞ jest dla mnie wysoce niezadowalająca i dlatego postanowiłem, że będę żył tak, jakby życie po śmierci istniało (czyli uczynię to swoim aksjomatem, tudzież "uwierzę"). - c.k.d. [ ]
A teraz mniej matematycznie:
Kompletnie nie rozumiem argumentu, że ktoś wierzy dlatego, że boi się śmierci i chciałby przedłużyć swoje życie na wieczność.
Ja zdecydowanie wolałbym mieć pewność, że po śmierci nic nie ma (znika moja świadomość), niż dopuszczać choćby najmniejszą możliwość, że mógłbym wić się w agonii przez całą wieczność. Nawet jeśli istniałaby również możliwość, że mógłbym przez wieczność odczuwać nieskończone szczęście. Po prostu za dużo mam do stracenia, żebym miał podejmować takie ryzyko. A jeśli bym po prostu znikał z tego świata, to by mi przecież zupełnie nie przeszkadzało to, że mnie nie ma (bo by mnie nie było, więc nic by mi nie mogło przeszkadzać). Moim zdaniem ateizm jest dużo wygodniejszy pod tym względem.
Jednak to nie było tak, że uwierzyłem w to, co było dla mnie najwygodniejsze. Wyszedłem z założenia, że ja mogę sobie nie wierzyć w życie po śmierci, ale ono i tak może tam na mnie czekać, czy tego chcę, czy nie. Wolałem nie ryzykować. Skoro istnieje choćby najmniejsza możliwość, że istnieje życie po śmierci, to ja muszę zrobić wszystko, żeby tylko jak najbardziej zminimalizować prawdopodobieństwo, że mógłbym wić się w agonii przez całą wieczność (tak, używam już trzeci raz tego sformułowania - to cytat z "Adwokata diabła", który uznałem za "fajny"). Bo cóż jest większego niż nieskończoność?
Chyba nie piszę tego po to, żeby kogokolwiek przekonać, lecz bardziej dlatego, że nie spotkałem się jeszcze z tego rodzaju głosem w tego rodzaju dyskusjach i jestem dość ciekaw reakcji.
...::: Keep Calm & Follow your Joy :::...