Opowieści z Barni /Ace(r) Ventura w świecie Harrego Pottera

Jeśli stworzyłeś coś ciekawego i chcesz się tym podzielić, zamieść swoją pracę w tym dziale.

Moderator: Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Pitti
SSJ 5
Posty: 2676
Rejestracja: wt kwie 24, 2007 11:05 am

Post autor: Pitti »

EP OWNI SYSTEM GENIALNY EP OŁNI

Zaglebiaszczy! xD

[ Dodano: Wto Lut 12, 2008 8:26 pm ]
Chyba najlepszy jaki byl :D
Obrazek

I'll become The King of Pirates!
Awatar użytkownika
Bobercik
SSJ 5
Posty: 2940
Rejestracja: pn lut 13, 2006 7:02 pm
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

Post autor: Bobercik »

Niezły. Moje żarty miotą. Dobrze, że je wykorzystujecie, ale ja chcę je mówic, a nie jakiś kruk w drzwiach! Czekam na następny.
Obrazek
Awatar użytkownika
Kozak
Silniejszy Saiya-jin
Posty: 18
Rejestracja: śr lut 20, 2008 5:35 pm

Post autor: Kozak »

Szkoda, że nie lubię Pottera. Macie fajne poczucie humoru, przeczytałem tylko jeden odcinek, ale może kiedyś zabiorę się za resztę. Gdybym był młodszy możliwe, że też bym się jarał HP. Teraz no cóż, pozostaje mi czytać takie opowiadania jak te, bo za przygody małego frajera z blizną na czole nie mam zamiaru się brać. xD
Quicquid Latine dictum sit, altum videtur.

Obrazek
Awatar użytkownika
Barni
SSJ 5
Posty: 2999
Rejestracja: sob kwie 21, 2007 4:38 pm
Lokalizacja: Golina City

Post autor: Barni »

Sorki za długi brak nowych epów, ale komp mi się zyepsyuy.

♣,♣

Acer z ciężkimi od snu powiekami wpatrywał się w ładny, biały kubek, który dostał kilka dni temu od pani Pomfrey. Tępo patrzył w najdurniejszy napis jaki widział w życiu: „Dla chłopca groźnego jak trądzik i misie koala”. Na szczęście bawiło go to nie urażało choć Pitti czasem docinał mu z tym kubkiem.
Zakrył ręką potężne ziewanie i już miał z powrotem położyć się do łóżka, by jeszcze chwilę poleżeć, gdy usłyszał głośny ryk i poczuł jak coś, a raczej ktoś wskakuje na niego przewracając na podłogę.
- Zaraz transmutacja suchoklatesie! – ryknął Pitti tarzając się z Acerem po dywanie. Acer jako że był zaspany i głodny toteż nie miał ochoty na zabawy. Zastosował swój najstraszniejszy chwyt karate, który mroził krew w żyłach w najtwardszych, Acer bezlitośnie zaczął Pittiemu kręcić wora.
Ten od razu zaprzestał ataku łapiąc się za to co obaj uważali za najbardziej przydatne w życiu.
- Okrutniku! – jęknął Pitti ze zgrozą w oczach. Nie myślał, że jego przyjaciel jest wstanie podjąć tak radykalne działania.
Acer z kamienną twarzą przebierał się w codzienne ciuchy i popatrzył na blondyna, któremu już przeszła złość. Gdy obaj byli gotowi do wyjścia wyszli z pustego Pokoju Wspólnego i poszli korytarzami do Wielkiej Sali.

Sklepienie było ciemnoszare co nie napawało ich humorem. Byli jednymi z pierwszych, przy stole nauczycielskim zobaczyli kilku profesorów. W tym profesora Flitwicka i profesora Terry’ego rozmawiających o czymś zaciekle. Acer i Pitti usiedli zabierając się do śniadania, jak zwykle gdy sala napełniła się trzepot skrzydeł zagłuszył wszystkie rozmowy. Sowy nadleciały z poranną pocztą, przed Pittim pojawiła się brązowa, jak sam porównywał, jak kał sowa. W oczy Acera rzuciła się paczka znajdująca się obok listu i sowy.

- Kochanie, wysyłamy ci ten drogocenny kaktus z rodziny Umulubungu. Mamy nadzieję, że ci się spodoba i postawisz na nocnej szafce. Pozdrawiamy, rodzice – przeczytał głośno Pitti po otworzeniu listu i spojrzał zniesmaczony na Acera.
- A na hooy mi ten kaktus? – zapytał Pitti, gdy kilka minut później z torbami na ramieniu szli w stronę klasy transmutacji. Acer nie wiedząc na co może przydać się Pittiemu drogocenny kaktus z rodziny Umulubungu, wzruszył ramionami. Pitti także wzruszył ramionami i wyrzucił pięknego kaktusa za okno.

- Dzisiaj zmienicie martwe ciało w żywą tkankę – rozległ się po klasie głos profesora Terry’ego – dostaniecie kamienie i musicie je przetransmutować w mysz... – powiedział profesor. Acer i Pitti, którzy już zdążyli się niemiłosiernie wynudzić, z zapałem patrzyli na rozkładane bierki. Przez czas, w którym profesor wytłumaczył wszystkim na czym polega taka transmutacja i co należy wykonać by się powiodła, Acer doliczył się siedmiu porażek i dwóch zwycięstw.
Gdy skończyli dziesiątą partię, w której Acer popisał się wręcz niemożliwym chwytem podszedł do nich profesor Terry wręczając im dwa kamienie. Obaj chłopcy spojrzeli na kamienie z niezmierzonym, kompletnie niepomiernym niezrozumieniem w oczach.
- Ładnie załatwiłeś mojego syna Risus – powiedział profesor nadal grzecznie uśmiechnięty, choć Acer mógł przysiąc, że usłyszał nutkę niechęci w jego głosie. Na początku nie załapał o co chodzi, ale po chwili jego twarz rozjaśniła zrozumieniem.
- To Jason Terry to pański syn? Szukający Gryffindoru? – zapytał patrząc na profesora szukając podobieństw między nim a synem. Faktycznie, pomyślał. Byli podobni, twarz, uśmiech, włosy, oczy. Jason był młodszą kopią stojącego przed Acerem mężczyzny.
- Tak – odpowiedział – no cóż, szkoda mi syna ale nie powinien wdawać się w taką głupią podpuchę – dodał uśmiechnięty – No, a teraz zobaczmy jak poradzicie sobie z transmutacją tego kamienia – chłopcy zbledli lekko, przy myśli, że nie wiedzą nawet co mają zrobić – no prosimy Cruser, ty pierwszy.
- Nn... Nie... Może Acer? – zapytał niepewnie, patrząc na profesora szukając litości.
- No prosimy Cruser – powiedział profesor Terry uśmiechnięty. Pitti jęknął jeszcze cicho i skierował różdżkę na kamień, Jeszcze spojrzał błagalnie na czarnowłosego mężczyznę, by upewnić się czy nie zmienił zdania. Na jego nieszczęście profesor czekał nadal.
Pitti mruknął coś pod nosem, błysnęło, huknęło i otoczył ich gęsty zielony dym śmierdzący zgniłymi jajkami. Czując jak smród szczypie go w oczy Acer wyskoczył z dymu i szukał wzrokiem Pittiego. Ten wyczołgał się kaszląc z dymu, profesor też zdołał uratować życie przed potwornym smrodem i stanął przy katedrze.
- Siarczysty bączek – mruknął Acer do Pittiego gdy blondyn wstał. Profesor Terry jednym ruchem różdżki usunął kłęby smrodu i ich oczom obok kamienia Acera ukazał się dorodny grzyb. Acer nie mogąc się powstrzymać wybuchł niekontrolowanym śmiechem.

- Który to szlaban w tym roku? – zapytał Pitti gdy wracali z transmutacji jakiś czas później. Acer także dostał szlaban, bo jemu transmutacja poszła niewiele lepiej. Efektem jego czaru była zamiana kamienia w sól kuchenną.
- A kto by to policzył? – odpowiedział Acer machając ręką – Co teraz mamy?
- Zaklęcia – odpowiedział Pitti ze znudzoną miną.

Lekcje zaklęć minęły im w miarę szybko przeplatane grą w bierki, uśmiechaniem się do Violi w wykonaniu Acera i patrzenie jak Pitti z nudy rytmicznie uderza czołem w ławkę.

Młody Ślizgon siedział znudzony w ławce, na końcu klasy. Z rękoma złożonymi za głową wpatrywał się tępo w muchę, latającą pod sufitem. Profesor Ariel Ragger- nauczyciel eliksirów- wyszedł akurat z klasy, więc Barni nie widział przeciwwskazań, aby wyjąć różdżkę.
-Confundus!- mruknął pod nosem, celując nią w muchę. Owad wpadł na ścianę, za plecami chłopaka. Ślizgon uśmiechnął się pod nosem, widząc jak jego 'ofiara' lata w kółko, oszołomiona zaklęciem i zderzeniem ze ścianą.
- Ollviander! - zobaczył, że Anim, który niedawno przesiadł się do innej ławki, odwrócił się do niego i mówił, zerkając co jakiś czas na muchę- Jesteś tak słabym czarodziejem, że musisz się znęcać nad muchami?
- Umyj babcię.. - Ślizgon schował różdżkę, profesor wrócił do klasy.

Po eliksirach, które były ostatnią lekcją, Barniego dopadli Pitti i Acer.
- Frycu! - rzekł ten drugi, z szerokim uśmiechem- Pepson mówił, że za chwilę idziemy szukać tego, co Huffelpuf schowała!
- Zaglebiście, nie?! - Pitti podskoczył kilka razy z radości, na co grupa drugorocznych Puchonek odsunęła się pod ścianę.
- Ta..- Ślizgonowi nie do końca podobał się ten pomysł, uznał go raczej za bujdę, jednak nie chciał psuć nastroju reszcie - Może najpierw coś zjemy?- pociągnął nosem, kiedy przechodzili koło drzwi Wielkiej Sali. Acer, który z reguły był spotykany z jedzeniem, przystał na to z ochotą.
- Chodźcie zrobimy jajo! - Pitti ramieniem nakierował towarzyszy w kierunku stołu Ślizgonów. Stanął i oparł się o ścianę, na wprost długiego, suto zastawionego stołu, przy którym siedziało kilkudziesięciu uczniów. Wyciągnął różdżkę i ustawił przed sobą Acera. Wycelował za jego plecami w miskę z budyniem, stojącą przed Montague'em, który łapczywie pochłaniał nogę kurczaka. Barni usłyszał, jak Krukon szepcze cicho pod nosem:
-Wingardium Leviosa!
na co naczynie podniosło się, wywołując zdziwienie, wymieszane z paniką, wśród uczniów siedzących blisko niego. Pitti machnął lekko różdżką, a miska ugodziła w twarz Montague'a. Pitti błyskawicznie schował różdżkę i zaczął się przyglądać z miną wyrażającą średnie zainteresowanie - mimo, że Barney był pewny, iż w środku dusi się ze śmiechu- jak kapitan drużyny Ślizgonów ściera sobie z twarzy budyń, klnąc przy tym na wszystkich wokół. Pech chciał, że koło ich stołu przechodził akurat profesor Ragger, który był jednocześnie wychowawcą Ślizgonów.
- No, no, no. Panie Montague!- profesor był wysokim mężczyzną, o ciemnych włosach i błękitnych oczach - Nie wypada posługiwać się takim słownictwem, zwłaszcza przy jedzeniu. Będę zmuszony odjąć Ślizgonom dziesięć punktów!
Pitti i Acer wybuchnęli śmiechem. Barni, był na wpół szczęśliwy, na wpół żałował, że jego dom stracił punkty. Pitti poklepał go po ramieniu.
- Spoko cfelu! Nadrobisz! - blondyn poprowadził resztę do stołu Krukonów. Nalał sobie soku dyniowego, wzniósł puchar i krzyknął
-ZA DUSZĘ BARNABY I JEGO BABY!
Barni uśmiechnął się pod nosem, Acer uderzył w puchar. Po pięciu minutach dołączyła reszta poszukiwaczy skarbów, Bobercik miał na głowie kask górniczy, ze świecącą latarką. Pitti zerwał go z niego i założył na swój czerep, uśmiechnął się szeroko, świecąc latarką w oczy Ślizgonów. Po chwili jednak ją zgasił.
- Pepuś, ciebie zapytam, bo ci najmniej brak do dziewczyny- Barni uśmiechnął się, na wspomnienie szpilek - Co byś zrobił, gdybyś był Helgą Huffelpuf i chciał schować jakiś skarb, gdzie byś go schował, he?
- W torebce..- Pepe jak zawsze był genialny.
- A może za winklem się schował ten skarb, razem z Huffelpuf, co?!- Pitti podskoczył uradowany faktem, że być może rozwiązał zagadkę. Uśmiech zszedł mu z twarzy, gdy zobaczył miny reszty. Wyrażały one coś pośredniego pomiędzy współczuciem, a rozbawieniem. "No co?", mruknął pod nosem, spuszczając wzrok.
- Spoko frycu, to nie był taki głupi pomysł. Może nie za zakrętem korytarza.. a na przykład... na zewnątrz?!- chłopak podszedł do okna, otworzył je i wyjrzał na zewnątrz. Powoli się ściemniało, jednak widział wyraźnie wąski gzyms, znajdujący się kilkadziesiąt stóp nad ziemią. Kiedy jego głowa znalazła się znowu w ciepłym zamku, był szeroko uśmiechnięty.
- Sprawdziłbym, dokąd to prowadzi! Idzie ktoś ze mną?
Pitti przekręcił latarkę przymocowaną to kasku, na co lampka się zapaliła.
- Musisz widzieć, dokąd zmierzasz, nie?
- Ale to mój kask! - upomniał sie Bobercik.
- Cfel jesteś- Pitti zerwał z głowy kask i rzucił go w stronę Boba - I tak wolę bez.

Obaj Krukoni, powoli, jeden za drugim, zniknęli za oknem. Rozległ się przeraźliwy krzyk, a po chwili zza okiennicy wyłoniła się głowa Pittiego.
- Ac.. niech spoczywa w spokoju.
- Frycek! Wciągnij mnie, a nie mowy prawisz!- usłyszeli krzyk Acera, Pitti zrobił uradowaną minę i z okrzykiem "Uratuję cię, albo niech mnie piorun trzaśnie" ruszył na pomoc. Błysnęło jaskrawe światło i rozległo się głośne 'bum'. Głowa Pittiego znów się pojawiła, a włosy stały mu we wszystkie strony. Na czole miał czarną smugę.
- Ups.. A tam... żartowałem- dodał, widząc że nikt się nie śmiał. Jednak, kiedy głowa Pittiego zniknęła po raz kolejny, odetchnęli z ulgą.

Acer i Pitti szli powoli, całym ciałem przyciskając się do ściany. Powoli przesuwali stopy, po wąskim, położonym hen hen nad ziemią gzymsie. Acer, strasznie wydygany perspektywą długiego lotu w dół, o mało nie spadł, kiedy usłyszał pytanie Pittiego.
- Cfelu, kim zamierzasz być w przyszłości?- zapytał ten, z grobową powagą.
- Że też nie masz kiedy takich pytań zadawać - Usłyszał w odpowiedzi roztrzęsiony głos.
- Wiesz, w sumie może nie być innej okazji- Pitti zerknął niechętnie w dół.
- Wypluj to!- rozkazał Acer, po chwili tego pożałował. Pitti odchrząknął głośno, a moment po tym, na bucie Acera wylądowała olbrzymia mela.
- Oż ty geju!
- Ty mi tu nie gejuj, tylko spójrz w dół.
Acer niepewnie odchylił głowę od ściany i zerknął w dół. Jednak nic nie widział, było zbyt ciemno.
- Nic nie widzę.
- No właśnie.. ja też nie. Fajnie, co nie? - Pitti uśmiechnął się szeroko, na widok miny Acera.
Mijali kolejne okna, modląc się w duchu, aby nikt nie zechciał przez nie wyjrzeć. Acer, który szedł z przodu zatrzymał się tak nagle, że Pitti o mało na niego nie wpadł. Ac przechylił lekko głowę, aby spojrzeć przez okno, obok którego mieli właśnie przejść. Uśmiechnął się szeroko do Pittiego.
- Zmiana planów, skarb może poczekać. - Pitti nie bardzo wiedział o co chodzi, ale odwzajemnił uśmiech, starając się zrobić dobre wrażenie. Acer pchnął ręką okno, korzystając z tego, że było uchylone. Otworzyło się z cichym zgrzytem. Chłopak wskoczył do środka, Pitti udał się za nim.

Dwójka kruknów stanęła w średniej wielkości pokoju, z pięcioma łóżkami. Jaskrawo żółte ściany sprawiły, że byli zmuszeni zmrużyć oczy.
- Dormitorium puch... - Pitti przerwał, usłyszeli za drzwiami szybkie kroki.
- Pod wyra, migiem! - Acer wskoczył pod łóżko obok drzwi, Pitti wcisnął się obok niego.
Drzwi dormitorium otworzyły się z cichym zgrzytem, a do uszu dwójki Krukonów dotarły piski i podśmiechujki kilku dziewczyn. Acer przeczołgał sie troszkę do przodu, widział teraz dziewczyny od pasa w dół. Cofnął jednak szybko głowę, kiedy jego oczom ukazały się nogi, o szerokości barów Dragon Fista.
-Frycu, wieloryb nurkuje - mruknął najciszej jak mógł, patrząc ze zgrozą na kompana. Pitti skrzywił się, kiedy materac nad nimi zazgrzytał i opadł kilkanaście centymetrów w dół, na tyle, aby ich - i tak już niewygodna pozycja- stała się teraz wręcz paskudna.
Do uszu dwójki krukonów dotarł po chwili słodki głos, gdzieś z przeciwnego kątu dormitorium. Pitti zauważył, że Acer ma nieobecną minę. Przyszło mu na myśl, że pewnie jest w trakcie wyobrażania sobie jak wygląda tamta Puchonka. Utwierdził się w tym przekonaniu, gdy Acer mruknął mu do ucha:
- Pitti, weź uśpij tą baryłę nad nami, to zajemiemy się resztą.
- Aaaa, kotki dwa! Szarobure, szarobure obydwa!- zaśpiewał poproszony. Śpiewał cicho, jednak zdaje się, że wieloryb go usłyszał, gdyż w miejscu, gdzie powinna być własnie jej głowa, łóżko zaskrzypiało.
- Chyba przytknęła głowę do materaca, tego nie można zmarnować - mruknął Acer wyjmując różdżkę-
Petrificus Totalus!
Usłyszeli jeszcze głośniejsze piszczenie sprężyn łóżka, jednak reszta Puchonek była tak pogrążona w rozmowie, że zdawały się tego nie zauważyć. Na twarzach obu krukonów pojawił się radosny uśmiech. Pitti zatarł ręce.
- Kamikaze?
- Tak mi mówili, kamikazee.. nie było mocnych bez litości, zabili moje ja! - Zaśpiewał Pitti, wyczołgując się spod łóżka.
Pitti schylił się, Acer widział teraz jego nogi i głowę.
- Prognoza dla miotlarzy: Smoki dzisiaj nisko latają!- Na twarzy Crusera malowało się coś pośredniego pomiędzy zażenowaniem, strachem, a obrzydzeniem.
-A ta ze słodkim głosikiem?- zapytał Acer, gramoląc się spod łóżka.
- Nie pytaj.. - Pitti wyprostował się i odsunął lekko, aby Ac miał gdzie stanąć. Obraz, który rejestrowały oczy Rusisa był odrażający. Najpierw ruda dziewczyna, wielkości młodej orki, leżąca bez ruchu na łóżku, potem dwie bliźniaczki - co prawda już nie tak olbrzymie- z twarzami, które przywodziły na myśl Montague'a. Zły smak nieco osładzała mała blondynka, siedząca na łóżku pod oknem. Wszystkie dziewczyny, poza orką, patrzyły na nich osłupiałe.
- Co wy tu robicie? - Zapytała jedna z bliźniaczek. Ku zdziwieniu obu chłopaków, słodki głos należał właśnie do niej.
Ani Acer, Ani Pitti nie zdążyli odpowiedzieć. Okno i drzwi otworzyły się równocześnie. Pitti zmurżył oczy, oślepiony światłem latarki, zamontowanej na kasku Boba. Bobercik i Barney wparowali do dormitorium Puchonek. Jednak wspólne wejście chyba nie było zaplanowane.
- Barniś!- ryknął Bob.
- Bobiś!- odryknał ówcześnie zaryknięty.
- Barninka!
- Bobinka!
- Barniciniusieńka!
- Bobusieniońkenieczka!
- Barniniuniunienikonieńka!
- Bobisiosiuniosinkosiunieczek!
- Barnionieńkoniuniusiowonieńkitusiek!
- Bobusiokutasiobobusiunioniusiuteczek!
- Barnijapie.rdolekoniec.bo.kur.wa.mi.odpi.erdala! - Bobercik zakończył tą interesującą wymianę zdań.
Ani Ac, ani Pitti nie usłyszeli tej rozmowy do końca. Patrzyli przez chwilę na blondynkę, przenieśli spojrzenie na siebie.. i już wiedzieli co teraz musi nastąpić. Acer zareagował szybciej, doskoczył do Pittiego i złapał go za ramiona. Blondyn nie pozostał mu dłużny, na piszczeli Aca wylądowała noga Crusera. Ból sprawił, że chłopak odruchowo puścił swoją niedoszłą ofiarę i zaczął podskakiwać, trzymając się za nogę. Pitti nie zwracając na to uwagi rzuszył do ataku, złapał Acera i pchnął go mocno w przód. Pech chciał, że oboje stracili równowagę.
- Nieszczęścia chodzą parami- mruknął Bob, patrząc jak dwójka krukonów wylatuje przez otwarte okno z dormitorium.
- Mówiłeś o potknięciu i locie, czy Acerze i Pittim? - zapytał Barney z uśmiechem- Zresztą, nieważne.
- Barniś, lecę, bo chcę!- Bobercik podszedł do okna, po chwili już go nie było. Ślizgon omiótł wzrokiem trzy mutanty i blondynkę. Wzruszył ramionami, po czym wyskoczył również. Kilka salt, śrub i... miękie lądowanie w taczce cenzura.
- Gnój?.. - rzucił nepewnie.
- Smocze łajno- odpowiedział mu Profesor Longbotom, który szedł obok taczki, lewitował ją za pomocą różdżki - Do cieplarni.
- Ale duża kupa! – rzekła wyłaniająca się głowa Pittiego.
- Szlaban będzie równie wielki – profesor Longbotom już się nie uśmiechał. Szli jeszcze przez chwilę, nagle zatrzymali się gwałtownie, przez co Acer wyrżnął głową w bok taczki. Profesor Neville uniósł głowę. Z jednego z okien wystawały głowy Pepe, Drake’a oraz Krisa. Sens ich okrzyków nie dotarł do nikogo, jednak profesorowi wystarczyło, aby ich również ukarać.

- Ale...
- Tak wiemy Pitti, duża kupa – powiedział Pepe. On i cała reszta uczestników nocnej wycieczki stali po kolana w smoczym łajnie. Przed nimi piętrzyła się cała góra ulubionego nawozu profesora Longbottoma. W ramach szlabanu musieli rozrzucić go po 3 cieplarniach, sposobem nie magicznym oczywiście.
- Gówniana sprawa – odezwał się Bobercik zwracając się do przyjaciół i oślepiając ich światłem z kasku.
- Weź zdejmij ten hełmofon, smród gorszy niż bąki Pititego, a ty mi jeszcze w oczy świecisz – krzyknął Acer i spojrzał na Pittiego po czym przeniósł wzrok na masę kompostu przed nim – może jednak i nie gorszy.
- Ale co ja zrobiłem żeby szlaban? – mruczał cały czas Drake.
Kris klął bardzo głośno, ponieważ został zawieszony w prawach prefekta i lamentował od dłuższego czasu. Pepe przeżył to z godnością, płakał tylko wtedy jak myślał, że nikt nie patrzy.
- No! – krzyknął uradowany – Jeszcze tylko jakieś 4 hektary!
Cała grupa spojrzała na niego ze strachem w oczach. Pitti, który zamiast wideł wziął łopatę przekopywał się przez górę łajna, którą mieli rozrzucić twierdząc, że tam jest skarb Huflepuff. Barni, który siadł na widłach jak na miotle biegał w te i z powrotem z miną świadczącą, że smród zlasował mu mózg.
Acer przechadzając się po cieplarni trafił na ogromną roślinę, która gryzie gdy się koło niej przechodzi więc przezornie kopnął Krisa by ten znalazł się przy samej łodydze, grubej jak cenzura... bardzo grubej.
- Co jutro robimy? – krzyknął Acer do Pittiego, który wylazł z długiego tunelu w smoczym łajnie z miną przegrańca.
- Szlaban u Terry’ego mamy – powiedział ze zwieszoną głową – Kurde no! Hufflepuff nie ukryła skarbu w tej dużej kupie!
- Komu w łajno, temu maskę przeciwgazową- mruknął Bobercik, przesuwając kask z czubka głowy na twarz.
Ostatnio zmieniony sob lut 23, 2008 11:55 am przez Barni, łącznie zmieniany 2 razy.
Obrazek

.
Awatar użytkownika
Kris
Avanger
Posty: 2254
Rejestracja: wt lis 22, 2005 11:33 pm
Lokalizacja: Poznań

Post autor: Kris »

Acer sie na mnie wyżył: (. Ogólnie hmm fyf nawet nawet, uśmiałem się ciekawe momenty, jednakże ma swoje niedociągnięcia, z łaski dam wam 80/100 ;p
Obrazek

Obrazek
1. Kris ma ZAWSZE racje
2. PP3088 ma prawie zawsze racje
3. : >
Awatar użytkownika
Bobercik
SSJ 5
Posty: 2940
Rejestracja: pn lut 13, 2006 7:02 pm
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

Post autor: Bobercik »

Barni pisze:Pitti zmurżył oczy, oślepiony światłem latarki, zamontowanej na kasku Boba. Bobercik i Barney wparowali do dormitorium Puchonek. Jednak wspólne wejście chyba nie było zaplanowane.
- Barniś!- ryknął Bob.
- Bobiś!- odryknał ówcześnie zaryknięty.
- Barninka!
- Bobinka!
- Barniciniusieńka!
- Bobusieniońkenieczka!
- Barniniuniunienikonieńka!
- Bobisiosiuniosinkosiunieczek!
- Barnionieńkoniuniusiowonieńkitusiek!
- Bobusiokutasiobobusiunioniusiuteczek!
- Barnijapie.rdolekoniec.bo.kur.wa.mi.odpi.erdala! - Bobercik zakończył tą interesującą wymianę zdań.

Widzę, że to już tradycja w tym ficku xD W każdym odcinku pojawiają się żarty Boba, albo jego rozmowy! Tak dalej! Barniś rlz ;* Ac też rlz ;*

Odcinek wyjebongo.
Obrazek
Awatar użytkownika
Pitti
SSJ 5
Posty: 2676
Rejestracja: wt kwie 24, 2007 11:05 am

Post autor: Pitti »

Wyglebiasty najlepszy ep jaki byl! XDDDDDDDD
Obrazek

I'll become The King of Pirates!
Awatar użytkownika
pp3088
SSJ 5
Posty: 1192
Rejestracja: ndz sty 22, 2006 10:39 pm
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: pp3088 »

Barni pisze:Pepuś, ciebie zapytam, bo ci najmniej brak do dziewczyny
Panie męski Barnabo. RŻAL.
Kris (18-07-2008 22:04)
Ja marzę, aby zobaczyć Pepsona bez koszuli *_*

Kocham Cię Patrycjo :*
Awatar użytkownika
Barni
SSJ 5
Posty: 2999
Rejestracja: sob kwie 21, 2007 4:38 pm
Lokalizacja: Golina City

Post autor: Barni »

Pepson gratulacje. Domyśl się z jakiego powodu.
Obrazek

.
Awatar użytkownika
pp3088
SSJ 5
Posty: 1192
Rejestracja: ndz sty 22, 2006 10:39 pm
Lokalizacja: Szczecin

Post autor: pp3088 »

W powodu, iż nie czytam fyfa. Za mało komplementów? Poklepać po główce?
Kris (18-07-2008 22:04)
Ja marzę, aby zobaczyć Pepsona bez koszuli *_*

Kocham Cię Patrycjo :*
Awatar użytkownika
Barni
SSJ 5
Posty: 2999
Rejestracja: sob kwie 21, 2007 4:38 pm
Lokalizacja: Golina City

Post autor: Barni »

I właśnie przez to, że nie czytasz, masz problemy : ) byś przeczytał cały, to byś nie miał trudności ze zrozumieniem kontekstu tego wycinka.
Obrazek

.
Awatar użytkownika
skibix
SSJ 5
Posty: 1112
Rejestracja: wt lis 30, 2004 8:00 pm
Lokalizacja: Zduńska Wola
Kontakt:

Post autor: skibix »

Dla chłopca groźnego jak trądzik i misie koala
K44 = kox xD . Fanfick wyje... yyy fajny :lol: . Z niektórych momentów naprawdę nie mogłem się powstrzymać od śmiechu :razz: .
Awatar użytkownika
Drake
Golden Oozaru
Posty: 228
Rejestracja: pt cze 15, 2007 3:32 pm
Lokalizacja: Głuchołazy
Kontakt:

Post autor: Drake »

Hehe super ep uśmiałem się nieżle oby tak dalej.Ale za zrobienie ze mnie takiego przychlasta macie kopa
http://www.mist-village.zobacz.com.pl/ fajna stronka anime(duży download)polecam
http://www.otwieramy.pl/?p=140130 kliknij to mi pomoże:Pp
Awatar użytkownika
bulma300
SSJ 3
Posty: 168
Rejestracja: pt sty 11, 2008 5:12 pm

Post autor: bulma300 »

:lol: ja też się uhahałam.
Podoba mi się :P
Acer
SSJ 5
Posty: 700
Rejestracja: sob mar 10, 2007 7:55 pm

Post autor: Acer »

x)

Ślizgon zerknął na zegarek stojący przy łóżku. Dochodziła siódma. Ziewnął potężnie i wstał z łóżka. Omiótł wzrokiem dormitorium, pozostali jeszcze spali. Powstrzymał się od ugodzenia Anima pod żebro i wyszedł do Wielkiej Sali na śniadanie.

Przy wyjściu z lochów natknął się na dwójkę dziewczyn z Ravenlawu. Jedna z nich trzymała w ręku krzyżówkę. Przetarła oczy i przeczytała hasło.
- Sztuka Szekspira?
Druga dziewczyna potarła podbródek.
- To.. te.. no. Alfa Romeo!
Pierwsza zaczęła pisać, jednak przerwała po chwili, z zażenowaną miną.
- Może i tak, ale za dużo liter.
- Nie za dużo liter, tylko kratek za mało!
Barney parsknął śmiechem i skręcił w korytarz, prowadzący do Wielkiej Sali.

Siedział długo przy stole Ślizgonów. Sam. Wielka Sala była niemal zupełnie pusta, uczniów, którzy wstawali tak wcześnie można było policzyć na palcach. Toteż Barni zakrztusił się jajecznicą, kiedy obok niego usiadła Lara, ścigająca Slitherynu.
- Cześć- rzuciła z uśmiechem, przysunęła do siebie półmisek z bekonem.
Chłopak nie odpowiedział, patrzył na nią z ciekawością, starając się przerzuć jajecznicę.
- Montague kazał ci powiedzieć, że masz dzisiaj być na treningu.
Barni odwrócił głowę, aby nie opluć dziewczyny jedzeniem. Kątem oka zauważył, że do Sali wszedł Bobercik i Pitti. Ten drugi machnął do niego ręką, jednak Ślizgon zrobił lekki ruch w kierunku Lary, dając znać, że jest zajęty. Krukoni usiedli przy swoim stole. Barney zerknął jeszcze na sklepienie Wielkiej Sali, niebo było błękitne, z kilkoma białymi chmurami. W oknie na korytarzu, kiedy szedł na śniadanie, zauważył jednak, że błonie przykryła gruba warstwa śniegu. Odwrócił się w kierunku Lary.
- Co?
- Montague kazał ci powiedzieć, że masz być dziś na treningu - powtórzyła spokojnie dziewczyna.
Wiedziałem, przemknęło mu przez myśl. Ślizgon starał się nie dać po sobie poznać, że wewnątrz gotuje się z radości.
- A czemu sam nie mógł mi tego powiedzieć? I czyżbyście zapomnieli, że nie jestem już w drużynie?- starał się, aby jego głos zabrzmiał chłodno, jednak wyszło to co najmniej nieudolnie. Lara chyba go przejrzała, bo uśmiechnęła się lekko.
- Ee.. a bo ja wiem. Duma mu nie pozwala czy coś. Dlatego wysłał mnie. A w drużynie jesteś, nie znaleźliśmy nikogo na twoje miejsce.
Ślizgon nie bardzo wiedział co odpowiedzieć. Z opresji uratował go Pitti, wsadzając między nich głowę.
- Gołąbeczki już sobie poćwierkały, Barniu chodź, musimy pogadać przed lekcjami.
Barni wstał z uśmiechem, machnął ręką do Lary i odszedł z Pittim do stołu Krukonów.
- Hej Barniś- powitał go Bobercik, przesuwając się trochę, żeby zrobić mu miejsce - Siadaj i słuchaj. Pierwszy śnieg w tym roku, to trzeba wykorzystać...

- Dziś nauczycie się zaklęcia Carpe Retractum - rzekł profesor Flitwick- zaklęcie to rzuca magiczny, przypominający lasso, świetlny sznur na dane obiekty i przyciąga je do rzucającego zaklęcie. O tak, Carpe Retractum!- lasso wystrzeliło z różdżki małego czarodzieja i schwytało dziennik, leżący na biurku. Dziennik pomknął na niego z dużą szybkością, o mało nie zwalił go z nóg. Na twarzach uczniów pojawiły się uśmieszki. Barni wyobraził sobie Pittiego, rzucającego to zaklęcie na dziewczyny. Parsknął śmiechem.

- Pluszowy miś, z wystawy miś! - zaśpiewał cicho Bobercik, kiedy w trójkę stali kilkanaście metrów od wielkich, dębowych drzwi. Śnieg trzeszczał pod nogami Pittiego, który podskakiwał po części z nudów, po części żeby się ogrzać.
- Dalej! Niech ktoś wyjdzie, nie po to wstawałem tak wcześnie, żeby teraz nikt nie w to nie wpadł! - jakby na zamówienie, drzwi otworzyły się. Barni, który pierwszy zobaczył kto przez nie wychodzi jęknął w duchu. Montague i reszta drużyny ślizgonów, z miotłami na ramionach, jeszcze krok, a znajdą się pod wielką czapą śniegu, wiszącą kilka metrów nad ziemią. Zatrzeszczało, łupnęło i sześć osób przygniotła gruba warstwa śniegu. Bob, Barni i Pitti szybkim krokiem oddalili się za stojące niedaleko drzewo. Kapitan drużyny wstał pierwszy, bluzgając pod nosem. Wygrzebał ze śniegu swoją miotłę i rozejrzał się uważnie dookoła. Nie zauważył sprawców tego karygodnego czynu, więc poczekał aż reszta drużyny wstanie i udał się wraz z nimi na boisko. Kiedy się oddalili Barni mruknął do Pittiego i Boba:
- Spadam na trening, nie wiedziałem o której jest..
Pognał do dormitorium po swoją miotłę.

Montague spojrzał na Barniego spode łba, kiedy ten wpadł do szatni z wypiekami na twarz.
- Sorry, bierki strajkowały i zagrodziły drogę - mruknął Barney wyssane z palca wytłumaczenie i zaczął się przebierać w strój drużyny.

Ślizgon odbił się mocno od ziemi, wysoko w powietrze. Poczuł ostry ból w prawej ręce, puścił miotłę. Ta zaczęła szaleć, teraz zamiast nieba widział ziemię zbliżającą się z niebezpieczną szybkością. W ostatnim momencie poderwał miotłę w górę. Przeorał nogami ziemię, wylądował. Prawa ręka sterczała pod dziwnym kątem. Spojrzał w górę, Montague śmiał się w głos.
- Wybacz, bierka wpadła mi do oka- rzekł głosem, w którym ironią cuchnęło na kilometr.
- Gdybyś urodził się indianinem, nazwaliby cię Ciągnący Drut - wysyczał Barni, przez zaciśnięte zęby, złapał miotłę w lewą rękę i udał się do skrzydła szpitalnego.

- Dobra, to ja ją tak i tak i po sprawie - rzekł roztrzęsiony głos Pittiego.
- Luz - przytaknął w ciemności Acer.
W tym momencie przyjaciele weszli do długiego pomieszczenia z łóżkami po bokach. Na jednym z nich leżał Barni, a obok łóżka siedziała jakaś czarnowłosa dziewczyna,, której nie znali chociaż Acerowi wydawało się, że skądś ją kojarzy. Barni zrobił wielkie oczy gdy ich zobaczył ale Pitti nagle pojawił się za nieznajomą.
- Łoo! - krzyknął i uderzył kantem dłoni w jej szyję. W zamierzeniach miała ona zemdleć, więc blondyn zdziwił się niepomiernie, gdy ona jęknęła i z kwaśną miną uderzyła go w twarz pięścią. Pitti, który nie był przygotowany na kontratak padł jak rażony piorunem trzymając się za nos.
Acer westchnął i z ciężkim sercem wyjął różdżkę. Barni, który musiał to zauważyć, momentalnie rzucił się na niego, lecz Acer podobnie jak Pitti uderzył go kantem dłoni w czoło.
- Siad na dupsku - mruknął gdy Barni z widocznym zaćmieniem przed oczami padł na poduszkę. Acer wymruczał inkantację i czerwony promień powalił dziewczynę, która upadła na Pittiego. Ten to twarda sztuka i jęcząc głośno wstał.
- Słyszeliśmy, że Irytek ci obciągał pałę - powiedział patrząc na Barniego . Ten zrobił minę z cyklu "Co coorva?", więc Pitti nie drążył tego tematu.
- Wiedziałem, że z niego niezły PolterGEJst – wtrącił Acer.
- Wiesz co, widzieliśmy smoka, stąd – Pitti wskazał na jeden kąt Skrzydła Szpitalnego - dotąd - pokazał drugi kąt po drugiej stronie.
- Serio?
- Nie
Barni podparł się na łokciu i już miał wolną ręką pacnąć Acera w głowę za atak na leżącą teraz bezwładnie dziewczynę.
- Adzia! - krzyknął Pitti, uderzając kantem dłoni Barniego między oczy - Stój niegodziwcze! Nie tkniesz Mastah Sensei Acera!
Barni ponownie upadł na poduszki, trzymając się za międzyocze. Wtem dobiegł go głos Acera.
- Mastah Sensei Pitti uspokój się. Wewnętrzna równowaga – powiedział spokojnie z dziwną miną.
- Co wam? – zapytał Barney, który już miał dość tych wygłupów. Do tego złamana ręka bolała go okropnie.
- Pitti wyczaił w bibliotece książkę o ninja – odpowiedział mu Acer – dobra adepcie frycu. Porywamy cię
- Co? – Barni już kompletnie nic nie rozumiał. Niestety nie zdążył nic zrobić, ponieważ Acer złapał go za nogi i zrzucił z łóżka. Potem razem z Pittim zajęli się wrzucaniem koleżanki Barniego na wyro.
- No... – zaczął Pitti – trochę niepodobna ale tu się przyczesze – mówił poprawiając czarne włosy dziewczyny – i tu i gites – zakończył zadowolony.
- Ale ja jestem blondynem... – mruknął Barni obrażony brakiem taktu.
- Wszystko musisz zepsuć, cfelu – burknął Pitti i nakrył kocem nieprzytomną dziewczyną za głowę – Idziemy! – krzyknął i złapał Ślizgona za kostki ciągnąc po podłodze. Barni był tak obrażony, że tylko skrzyżował ręce i dał się poniewierać. Lecz gdy zbliżały się schody jego złość mijała coraz szybciej, bo Pitti pogwizdując nie zamierzał się zatrzymywać. Po trzecim uderzeniu głową w schodek Barni postanowił, że im przebaczy i wstał.
- Gdzie my idziemy? – zapytał masując sobie tył głowy.
- Po skarby – odpowiedział Pitti z miną przywódcy – Na dole czeka na nas Bobercik, który miał się zorientować gdzie mogą one być.
Tak jak się umówili na dole stał Bob z kilkoma kartkami w rękach.
- Patrzcie – zaczął z mina profesora – to jest mapa Hogwartu – powiedział wskazując pomazane kartki, a raczej mapy własnej roboty – A więc, skarby mogą być tu, tu, tu i tu. Tam, tu, tu, tu i tu – wyliczał pokazując palcem na mapie dane punkty – Właściwie to mogą być wszędzie poza naszym dormitorium i pokojem wspólnym.
Acer, który od dziecka wykazywał się świetnym zmysłem logistycznym, szczęściem i odnajdywaniem w terenie od razu złapał za wszystkie mapy.
- Ene due rike fake... – z wyliczanki wybrał mapę drugiego piętra. Z zamkniętymi oczami palcem trafił na toaletę.
- No cóż – rzekł Bobercik – Komnata Tajemnic też miała wejście od kibla...
- Nie zaszkodzi spróbować – mruknął Barni trzymając się za rękę. Miał złe przeczucia.
Ruszyli w kierunku łazienki na drugim piętrze, podczas gdy Pitti idąc z tyłu prawił mowę o nieomylności decyzji Mastah Sensei Acera.

- I hooy, że tak powiem – odezwał się Barni, kiedy stali w kompletnie zrujnowanej łazience.
- Miałem dobre intencje – mruknął Pitti wygrzebując Bobercika spod resztek klozetu. Gdyby nie kask z latarką pewnie by go wywieźli nogami do przodu ale wyglądało, że nic mu się nie stało.
- Proponuje stąd iść. Huk był taki, że w pokoju wspólnym słyszeli – ogłosił wszem i wobec Ślizgon. Reszta przytaknęła i zostawiając łazienkę w stanie zaawansowanego rozkładu wymknęli się cichaczem.

Po ponownym losowaniu trafili na kuchnię. Acer i Pitti twierdząc, ze to przeznaczenie i nie ma co z nim walczyć ruszyli żwawo do obrazu z owocami.
- Jejku jej – jeknął Pitti, który zagryzał Fasolki Wszystkich Smaków Berty’ego Botta.
- Co się stało? – zapytał Bobercik
- Trafiłem na fasolkę z zimowej serii o smaku pały Mikołaja – powiedział krzywiąc się niemiłosiernie.
- Myślałem, że przyzwyczaiłeś się do takich rarytasów – rzekł śmiejąc się Acer. Stanęli przed obrazem i Barni połaskotał gruszkę na obrazie, która zmieniła się w klamkę.

Odwiedziny w kuchni raczej nie można było uznać za poszukiwanie skarbu Hafflepuff. Acer i Pitti napychali usta i kieszenie wszelkimi smakołykami, a Barni z Bobem pytali skrzatów czy nie wiedzą coś o skarbie w zamku. Nie wiedziały nic.

- Mi tam się zawsze wydawało, że skarby to się chowa gdzieś w lochach – powiedział Bobercik. Niestety lochy okazały się bardzo zimnym i mokrym miejscem i postanowili jednak sobie je odpuścić. Pitti chciał uderzyć Bobercika w potylice za ten pomysł, lecz kant dłoni uderzył w twardy kask i Pitti zakończył swoją działalność ninja na dzisiaj.

Nazajutrz Barni siedział znudzony na lekcji Historii Magi, obracając w palcach różdżkę. Monotonny głos profesora działał usypiająco na większość uczniów. Barney starał się temu opierać, jednak i jego po chwili dopadła senność. Byłby zasnął z głową na ławce, gdyby nie rozległo się pukanie do drzwi. W szczelinie pojawiła się rozczochrana głowa Pittiego. Chłopak omiótł wzrokiem klasę, zatrzymał spojrzenie na Barnim i mrugnął do niego porozumiewawczo. Profesor spojrzał na niego i przerwał na chwilę mówić. Pitti wszedł do klasy, zaczerpnął powietrza i wyrecytował jednym tchem:
- Szukający mają się stawić na boisku, jakiś konkurs czy coś. Profesor Hooch tak mówiła. Więc jeśli to nie problem, to prosi bardzo, aby Ollivander zaraz był na stadionie. Z miotłą.
Barni zerknął na profesora, który skinął lekko głową, po czym powrócił do wykładu o wojnach zaczarowanych pantofli. Uznając to skinięcie za zgodę, chłopak wstał, zmiótł książki z ławki do torby i szybko wyszedł z klasy za Pittim.
- Jeśli znowu wymyśliliście szukanie skarbów, to zadbam, żebyś wpadł pod rozpędzonego Montague'a.
- Tak mi się odwdzięczasz cfelu?! - Pitti zrobił obrażoną minę. Zeszli po schodach do holu, gdzie stał już Acer, Kris i Bobercik.
- To ja pójdę jeszcze po Pepe i Drake'a. Za chwilkę powinniśmy dołączyć - mruknął Pitti, po czym znowu pobiegł na górę.
- Joł - mruknął Barni do reszty, po czym podszedł do Acera - po co ten cyrk?
- Frycu, nie mów że nie zauważyłeś, jak ładnie słonko świeci - usłyszał w odpowiedzi, co nieco go zażenowało.
- Mamy o czym gadać, nie pieprz głupot o pogodzie.
- To daj mi dokończyć. Słonko świeci, deszcz nie pada, bitwa na śnieżki murowada!
- Murowana się mówi.. - burknął Barni.
- Wiem, ale murowana nie rymuje się z pada.
- Ja pierd.ole, ale rymy! Chyba komuś przyj.ebimy! - ryknął Pitti, schodząc z dwójką gryfonów ze schodów.
- Chciałeś powiedzieć: przyje.biemy- burknął po raz kolejny Barney.
Acer westchnął, jednak nic nie powiedział. Rozejrzał się po wszystkich, licząc pod nosem.
- Siedmiu. Robimy dwóch na pięciu!
- Ee.. sprawiedliwej będzie trzech na czterech- zauważył Pepe.
- Nie, uwierz mi dwóch na pięciu będzie w sam raz. Dwóch ninja, na pięciu marnych czarodziejów.
- Jak sobie chcesz - Drake uśmiechnął się tajemniczo.

Wyszli na błonia, ustaliwszy uprzednio, że mają najpierw dziesięć minut na zbudowanie murów do obrony. Śnieg przyjemnie zgrzytał pod nogami, kiedy weszli na dużą, wolną przestrzeń. Pitti i Acer z tajemniczymi minami oddalili się za pobliskie drzewo, podczas gdy pozostała piątka zabrała się za budowanie swojej fortecy.
- Dziecinnieje.. mając siedemnaście lat mam radochę, że zaraz będzie bitwa na śnieżki - mruknął Drake, przerzucając za pomocą różdżki śnieg na kupę.
- Nie marudź.. i uważaj- spora ilość śniegu spadła Krisowi na buta.
Po kilku minutach forteca była prawie gotowa. Dzięki bogatemu wachlarzowi czarów, jakim dysponowali Drake i Pepe miała nawet dach. Jakoś pomieścili się w środku, jednak nie mieli okazji podziwiać efektu własnej pracy. Ściany zaczęły niebezpiecznie drżeć, po chwili uniosły się trochę do góry. Barni zrozumiał co się dzieje i próbował dopaść do wyjścia, jednak budowla przechyliła się, przez co łupnął w twardą, śniegową ścianę. Zaklął cicho pod nosem. Forteca podniosła się jeszcze bardziej, po chwili była już na wysokości ich torsów. Przez chwilę nic się nie działo, nastała cisza jak makiem zasiał. Nagle budowla poleciała wysoko w górę, odwróciła się w powietrzu do góry nogami i zaczęła spadać. Cała piątka patrzyła na to, nie reagowali, zaszokowani tym co zaszło.
- Padnij brygada! - ryknął Bobercik, kładąc się na ziemię. Wyjął zza pazuchy kask i założył go sobie na głowę. Reszta również rzuciła się na zimny śnieg. Barni poczuł jak kilka kilkanaście kilogramów śniegu zwala mu się na plecy. Na chwilę stracił oddech, a gruba czapa białego puchu nie ułatwiała jego odzyskania. Leżał tak przez kilka sekund, gdy poczuł nagle, że jakaś ręka łapie go za włosy i szarpie w górę. Kiedy wydostał się na powierzchnie wziął wielki haust świeżego powietrza. I wtedy zobaczył kto go wyciągnął. Acer, z szerokim uśmiechem na twarzy, stał przed nim ściskając w drugiej ręce olbrzymią śnieżkę. Nim ślizgon zdążył zareagować, Ac cisnął nią w jego twarz i odstąpił kilka kroków w tył. Barney postanowił nie pozostać mu dłużny. Schylił się i ulepił średniej wielkości pigułę. Wystarczająco dużą, aby Risus złapał się za krocze i jęknął z bólu, kiedy owa dotarła do celu. Barney poczuł na plecach jakiś ciężar i usłyszał bojowy okrzyk Pittiego. Zobaczył rękę, w której tkwiła wielka bryła śniegu. Korzystając z tego, że jego przeciwnik trzyma się tylko jedną ręką, Ollivander obrócił się w miejscu. Efekt był zaskakująco pomyślny. Pitti nie dość, że zleciał, zleciał na brzuch, wbijając głowę w zaspę. Dodatkowo śnieg, który miał wylądować na twarzy Barniego, wyleciał trochę w górę i spadł na tył głowy Crusera. Barney uśmiechnął się szeroko. Nic nie trwa wiecznie. Na plecach Barniego wylądowały trzy śnieżki, a kiedy chłopak odwrócił się, aby zobaczyć kto rzuca, biały pocisk trafił go w twarz. Starł prawą ręką śnieg z oczu i zobaczył przed sobą Bobercika.
- Ee...- nie zdążył zadać pytania, rzucił się w bok, aby nie dostać kolejnej serii.
- Tak... będzie... fajniej...bo... joł! - Barniego zachwyciła koordynacja Bobercika. Idealnie wraz z tym, jak śnieżki spadały na śnieg coraz bliżej niego, z ust krukona padały kolejne słowa.
Bitwa trwałaby zapewne jeszcze przez dłuższy czas, gdyby Acer i Pitti nie wpadli na genialny pomysł. Wyjęli różdżki, podczas gdy inni zajęci byli unikaniem pocisków i rzucaniem w resztę. Nikt nie zauważył, że olbrzymia kupa śniegu unosi się w powietrze. Dopiero, kiedy nad piątką rzucających pojawił się cień, spojrzeli w górę. W pierwszej chwili był śnieg, potem usłyszeli jak Pitti wymawia jakąś inkantację, a śnieg zmienia się w cuchnący nawóz.
- Musicie dobrze rosnąć!- rzekł radośnie Cruser i opuścił różdżkę. Acer uczynił to samo ze swoją. Sterta nawozu runęła na pozostałych.
Później były tylko przekleństwa, płacz i zgrzytanie zębów.
Ja (1-09-2008 12:44)
kolumb wszedł na twoją starą i myślał że to ameryka
Pepek (1-09-2008 12:46)
A po Twojej doszedl do Indii i Antarktydy
ODPOWIEDZ