Opowieści z Barni /Ace(r) Ventura w świecie Harrego Pottera

Jeśli stworzyłeś coś ciekawego i chcesz się tym podzielić, zamieść swoją pracę w tym dziale.

Moderator: Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Barni
SSJ 5
Posty: 2999
Rejestracja: sob kwie 21, 2007 4:38 pm
Lokalizacja: Golina City

Opowieści z Barni /Ace(r) Ventura w świecie Harrego Pottera

Post autor: Barni »

xD!

Deszcz bębnił z impetem o szyby pędzącego pociągu, kiedy wysoki blondyn wchodził do jednego z przedziałów, pochylając głowę, aby nie uderzyć w futrynę. Przedział, w którym spokojnie zmieściłoby się dziesięć osób był okupowany przez grupę jego najlepszych przyjaciół. Barni – bo tak wszyscy na niego mówili – był nietypowym Ślizgonem. Od czasu otworzenia Hogwartu, rzadkością było, aby ślizgon przyjaźnił się z krukonami czy gryfonami. Na twarzy Barneya Ollivandera, oszpeconej nieco zbyt krzywym nosem, gościł szeroki uśmiech, jednak spełzł z nich po chwili, aby ustąpić miejsca zainteresowaniu. Rozległ się jęk zawodu, a wszystkie pary oczu zwróciły się w kierunku Pittiego Crusera. Szesnastoletni blondyn trzymał w ręku bierkę i patrzył smutnymi oczami na podłogę, po której turlały się inne patyczki.
- I całą moją koncentrację szlag trafił, cfelu! – krzyknął Pitti w kierunku Barneya. Ten tylko uśmiechnął się krzywo i usiadł pomiędzy niedbale siedzącym Acerem Risusem, a Pepe Szeriffem, przeszkadzając im w burzliwej dyskusji na temat tego, czy kruki powinny być kastrowane, czy też nie.
- Nie zgadniecie kogo widziałem w jednym z przedziałów.
- Obawiam się, że zgadniemy. – mruknął pod nosem Kris, który właśnie wygarniał bierki spod jednego z siedzeń – Czyżbyś mówił o młodym Potterze? Też go widziałem. Porterów dwóch.. co nie? James i.. właściwie to jak on ma na imię?
- Albus Severus Potter – odezwał się znad ‘Proroka Codziennego’ Drake Hikaru. – Jest tu o nim całkiem pokaźni artykuł.. oczywiście napisała go Skeeter. „Czy syn przerośnie tatusia? Czy Harry Potter zniknie w cieniu swoich synów? W tym roku edukację w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie rozpoczął drugi syn Harrego Potter, Albus Severus Potter. Nosi imiona po dwóch czarodziejach, którzy mieli ogromny wpływ na wydarzenia mające miejsce niespełna dwadzieścia lat temu. Czy nie okryje ich hańbą, idąc w ślady ojca i łamiąc wszystkie możliwe zasady?” Eh. A o tym, że Potter jest bohaterem, że uratował społeczność czarodziejów pokonując Voldemorta, to już wspomnieć nie raczyła. Czasami mam wrażenie, że ta baba nigdy się nie zmieni.
- Cholerne bierki! – rzekł zdenerwowanym głosem Kris, sięgając po różdżkę. – Lumos! - mruknął pod nosem, a na czubku jego różdżki zapaliło się jaskrawe światło. Przy jej pomocy zaczął kontynuować poszukiwania.
- Eh.. durniu. – mruknął, siedzący dotąd cicho Bobercik. Odgarnął z czoła ciemne włosy i sięgnął po swoją różdżkę. –Accio bierki Pittiego!- rzekł głośno, a spod -jednego z siedzeń wyleciało kilka bierek. Złapał je zręcznie i z lekko zażenowaną miną podał Krisowi. Kris był o tyle nietypowy, że wszyscy zwracali się do niego po nazwisku, rzadko się zdarzało, aby użyli imienia Matsuiama. Pewnie dlatego, że Bobercik kiedyś uznał je za zbyt gejowskie Po chwili cała trójka powróciła do gry, Drake zniknął za ‘Prorokiem Codziennym’ , a Pepe tępo wpatrywał się w okno.
- Jesteś mi winien pojedynek, frycu- mruknął Acer do Barneya, uśmiechając się lekko pod nosem – Za to, że zgarnąłeś mi w zeszłym roku znicza sprzed nosa, nie zapomniałeś?
- No! Fartuchu jeden! – wtrącił się Pitti, odrywając wzrok od bierek. Kiedy mowa była o Quidittchu, nawet bierki stawały się nieważne. Chłopak zawsze liczył, że pochwalą jego, według własnej opinii, błyskotliwe komentarze. Pitti Cruser od pierwszego komentowanego meczu zdobył sympatię kibiców. Jednak nie było to spowodowane jego talentem, a głupawymi odzywkami, które uważał za inteligentne.
- Zwalniamy.. – mruknął Pepe wciąż wpatrując się w okno, o które bębnił deszcz. Cały dzień był pochmurny i szary, lecz teraz było wyjątkowo ciemno – Ale pogoda…. – dodał jakby do siebie.



Czerwona lokomotywa wjechała na stację w Hogosmade, jedynej wiosce w całości zamieszkiwanej przez czarodziejów. Z wagonów, zasłaniają twarze przed wiatrem, wysypali się rozgadani uczniowie, odziani w czarne szaty. Gromada dziewcząt i chłopców w wieku od jedenastu do siedemnastu lat zaczęła się powoli przesuwać ku miejscu, w którym stały powozy. Pojazdy te były o tyle nietypowe, że ciągnęły je za sobą niewidzialne dla większości oczu potwory. Mniej więcej w połowie drogi oddzielili się pierwszoroczniacy, aby przepłynąć do Hogwartu na łodziach. Reszta uczniów w żwawym tempie uwinęła się z wsiadaniem do powozów, które powoli potoczyły się ku wielkiemu zamkowi, szkole Magii i Czarodziejstwa. Kris, Bobercik, Pitti i Barni usiedli razem, w jednym z czarnych pojazdów, w którym słychać było bębniący o niego deszcz.. Nie rozmawiali zbyt wiele, myślami byli już w Wielkiej Sali, gdzie stały suto zastawione stoły.

Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się na oścież , i stanął w nich niski, nieco pyzaty mężczyzna. Neville Longbotom, nauczyciel zielarstwa wprowadził pierwszoroczniaków do Wielkiej Sali. Przy czterech długich stołach, rozstawionych równolegle do siebie, siedzieli uczniowie, teraz wszystkie twarze zwróciły się w kierunku dużych drewnianych drzwi. Rozległy się podniecone głosy, jednak po chwili ucichły, jak i wszelkie inne rozmowy. Pitti schował bierki za pazuchę. Neville postawił taboret przed stołem nauczycielskim , a na nim położył Tiarę Przydziału. Rozdarcie przy górze tiary otworzyło się, a ta zaśpiewała skrzekliwym głosem:
- Dziś nie będzie pouczenia,
wiem, że chcecie do jedzenia!
Więc nie będę wam marudzić,
by nie głodzić i nie nudzić!

Kiedy skończyła, na twarzach uczniów malowały się wesołe uśmiechy. Znikły, ustępując miejsca zaciekawieniu, kiedy znów odezwał się Neville.
-Wyczytanych uczniów proszę, aby usiedli i założyli tiarę. Zrozumiane? Jina Aberthof!
Z tłumu wyszła mała dziewczynka o rudych włosach i piegowatej, pyzatej twarzy. Usiadła niepewnie na stołku, zakładając sobie zniszczoną tiarę na głowę. Na chwilę zapanowała wszechobecna cisza, jednak po krótkim czasie rozdarcie znów się rozszerzyło.
-HUFFELPUFF!
Przydzielanie wlekło się jak zawsze, stopniowo nasilały się rozmowy. Jednak, gdy rozległ się okrzyk „Albus Potter” , gwar ucichł, a wszystkie twarze znów zwróciły się w kierunku tiary przydziału. Z małej już grupki oczekujących wyszedł niski, czarnowłosy chłopiec. Zielone, przerażone, oczy wbite były w tiarę przydziału. Usiadł i niepewnie nałożył ją na głowę. Wszystkie jego wątpliwości i obawy rozwiały się, gdy w Sali rozległ się donośny okrzyk „Gryffindor!” Barni zauważył tłum wiwatujących uczniów, przy stole w przeciwnym końcu sali. Uśmiechnął się na widok klaszczącego Pepe i Drake’a. Mógłby przysiąc, że kiedy młody Potter przechodził koło stołu nauczycielskiego, jego ojciec- nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią- pokazał mu uniesiony w górę kciuk. Kiedy przydzielani byli ostatni uczniowie, młody Ollviander omiótł wzrokiem salę, w poszukiwaniu pozostałych przyjaciół. Odliczył wszystkich poza Krisem, ale nie miał czasu nad rozmyślaniem nad tym, czemu go tam nie ma, gdyż półmiski dookoła niego napełniły się jedzeniem. Kiedy już wszyscy się najedli i napili powstał dyrektor.
-Witajcie uczniowie. – rzekł wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Wyglądał na około czterdziestu lat. – Nie będę was zanudzać przemowami, zwrócę się tylko do pierwszoroczniaków: Jestem Christopher McBrianold, dyrektor Hogwartu i pragnę was poinformować , iż wejście do lasu na skraju błoni jest stanowczo zakazane. Dodatkowo chciałbym przedstawić wszystkim uczniom nowego nauczyciela transmutacji. Profesor McGonagall przeszła na emeryturę, a na jej miejscu pragnę serdecznie powitać Serafina Terry’ego.
Kiedy dyrektor to powiedział, wstał młody mężczyzna. Odgarnął z czoła czarne włosy, po czym obdarzył wszystkich uczniów serdecznym uśmiechem. Skinął lekko głową, i usiadł.
-Dodatkowo, chciałbym pogratulować parze nowych prefektów naczelnych.
Barni kątem oka zauważył, że Pepe wypina dumnie pierś, na której połyskiwała nowiutka oznaka z literą PN. Kiedy znowu przeniósł wzrok na dyrektora, ten już siedział. Uczniowie powoli wstawali od stołów, a po chwili całą gromadą udali się do swoich pokoi wspólnych. Barney Ollivander przeciskał się przez tłum, aby dopaść Pepe i pogratulować mu odznaki. W międzyczasie natknął się na Acera Risusa. Chłopak uśmiechnął się do niego swoim, sławnym już, uśmiechem.
- Jutro na błoniach, pamiętaj.
- Jasne.

W pokoju wspólnym Slytherinu długo trwały rozmowy, uczniowie opowiadali sobie o wakacjach i wymieniali nadziejami dotyczącymi nadchodzącego roku szkolnego. Barni jednak nie miał siły tego słuchać, udał się do swojego dormitorium i wyczerpany runął na łóżko. Nie minęło pięć minut, a spał w najlepsze.

Acer otworzył oczy i zobaczył szare pręgi światła przebijające się przez małą szczelinę w płótnach błękitnego baldachimu nad jego głową. Przewrócił się na bok z powrotem zamykając oczy, jeszcze wcześnie, pomyślał próbując znowu zasnąć. Nagle pośród sennej, porannej ciszy rozległ się dziki krzyk, znajomy krzyk zresztą. Kiedy wolną ręką odchylił zasłony znad łóżka jego zaspanym oczom ukazał się Pitti, który klął na czym świat stoi.
-Co jest? – zapytał cicho Acer gramoląc się z łóżka. Usiadł na skraju i powoli przecierał oczy, gdy podniósł wzrok z zadowoleniem stwierdził, że typowa mgiełka występująca przy zbyt wczesnej pobudce zaczęła znikać ustępując ostremu widokowi krzyczącego młodzieńca w okularach. Rozczochrane blond włosy opadały mu na czoło nadając mu wygląd nastroszonej sowy.
- Gdzie są moje bierki?! Gdzie?! – jakby zza ściany Acer słyszał głos przyjaciela przeplatany licznymi przekleństwami, jednak zaraz po wzroku, także słuch wrócił do normalnego stanu i chłopak poczuł, że jest w pełni obudzony.
- Próbowałeś Accio? – zapytał zażenowany zbyt wczesnym otworzeniem oczu.
Kątem oka dostrzegł, że Pitti narobił tyle hałasu, że reszta chłopców z dormitorium zaczęła wystawiać głowy z łóżek sprawdzając co się dzieje.
- Pewnie że tak! Czy ty masz mnie za debila? Nie działa! – krzyknął blondyn coraz bardziej rozeźlony. Acer szczerze chciał odpowiedzieć „tak” ale w duchu machnął ręką. Czuł, że skończyłoby się to tylko wymianą przekleństw.
Chcąc nie chcąc Acer jeszcze w piżamie ruszył na poszukiwanie bierek. Znalazły się stosunkowo szybko, ponieważ były w szufladzie Pittiego, który nie miał pojęcia kiedy je tam włożył, ponieważ uparcie twierdził, że zostawił je na stoliku nocnym.
Chłopcy ubrali się i zeszli do pokoju wspólnego Ravenclawu, było to duże, okrągłe pomieszczenie w niebiesko-brązowych barwach. Za oknem rozciągały się pasma górskie daleko za Hogwartem. Minęli ten widok przyzwyczajeni do niego. Już mieli wychodzić z pokoju wspólnego gdy ze schodów schodziła znajoma postać.
- To wy narobiliście takiego hałasu? – zapytał rozczochrany Bobercik rozżalonym głosem. Po jego minie widać było, że zna odpowiedź więc Acer nie zrozumiał po co się pyta.
Obaj wzruszyli ramionami wiedząc, że co nie powiedzą i tak wszystko Bob zwali na nich.
- Gdzie Kris? – zapytał Pitti gładząc czuprynę i poprawiając okulary,
- Śpi snem sprawiedliwego – stwierdził Bob – nawet się nie przekręcił podczas tych waszych wrzasków – cała trójka uśmiechnęła się mimowolnie kierując się do Wielkiej Sali.
Cała droga minęła im na opowiadaniu sobie co robili w wakacje, więc bardzo szybko minęli długie korytarze, niezliczone ilości zbrój i posągów, gdy nagle rozmowa zeszła im na tegoroczne rozgrywki Quidditcha. Wchodzili już do Wielkiej Sali gdy Bob rozglądając się jak jeszcze w niej pusto, zapytał
- Pitti nadal jesteś komentatorem?
- Chyba tak, a co? – zapytał zdziwiony pytaniem kolegi.
- Bo przez twoje komentarze ze śmiechu nie mogę utrzymać kafla – mruknął siadając przy jednym ze stołów, który aż uginał się od potraw. Acer uśmiechnął się pod nosem przy wspomnieniu zabawnych ale jakże trafnych komentarzy Pittiego, nakładając sobie zapiekankę. Dalszy ciąg rozmowy jakby przestał dobiegać do jego uszu.
Sklepienie odzwierciedlało niebo nad nimi, ponieważ było zaczarowane. Prawie żadnej chmury, słońce świeciło mocno, koniec lata miał w sobie wiele uroku.
Nad talerzem dostrzegł Barniego, który kierował się w stronę stołu ślizgonów. Trudno go było nie zauważyć, był niewiarygodnie wysoki jak na czwartą klasę. Kiedy ich zobaczył machnął ręką z uśmiechem i odwrócił wzrok. Niewiele brakowało, abym złapał znicza przed nim, pomyślał, wygrali dziesięcioma punktami, farciarze. Nie wiedział czy to po prostu szczęście czy Barni miał lepszą miotłę. To że młody ślizgon mógł być lepszym szukającym, nawet nie przechodziło Acerowi przez myśl.
Z tych rozmyślań wyrwał go głos Pittiego.
- Acer, w tym roku masz złapać znicza przed tym lamusem. – powiedział pokazując palcem w stronę stołu Slytherinu.
- Jasne – odpowiedział, nie musiał się domyślać, że chodzi o Barniego – właśnie nad tym myślałem...
Niestety przerwał mu dziki krzyk Bobercika patrzącego na Krisa, który właśnie podchodził do ich stołu.
- Kris jest prefektem! – krzyczał Bobercik z prawie obłąkańczym uśmiechem na twarzy, pokazując pierś przyjaciela. – to dlatego wczoraj się na ucztę spóźniłeś, a potem znowu zniknąłeś!
Acer odwrócił wzrok od zapiekanki i spojrzał na Krisa. Faktycznie, pomyślał. Na piersi młodego krukona zobaczył srebrną odznakę z dużym P w środku. Świeżo upieczony prefekt nie wyglądał aby ta odznaka robiła mu jakąś różnicę, choć Acer mógł przysiąc, że zobaczył błysk dumy w jego oczach.
- Cześć – usłyszeli od czarnowłosego chłopca.
- Dzień dobry panie prefekt! – odpowiedzieli chórem Acer i Bobercik. Pitti niestety miał usta zbyt zapchane ziemniakami aby coś powiedzieć, więc tylko jęknął cicho w odpowiedzi.
Kris mruknął coś czego cała trójka nie mogła dosłyszeć.
Do Wielkiej Sali zaczęła schodzić się reszta uczniów i powoli robiło się tłoczno. Acer był przyzwyczajony do tego, miło mu było powrócić po wakacjach w mury Hogwartu. Przed nim pojawił się wypełniony arkusz z planem zajęć, spojrzał i zobaczył, że pierwsza lekcja to transmutacja. Ciekawe kto go teraz naucza, pomyślał, w tamtym roku odeszła na emeryturę stara profesor McGonnagall. Choć była surowa i dużo wymagała miło ją wspominał.
Nagle poczuł jak ktoś go szturcha w ramię.
- Chodźmy już na tą transmutację – powiedział Pitti. Acer wyczuł, że idzie na lekcje z taką samą chęcią jak i on. On i Pitti byli znani wśród grona pedagogicznego ze swojego lenistwa, niedbalstwa, odporności na wiedzę i radości jaką czerpią z każdego dzwonka na przerwę. Choć wyniki mieli marne, na egzaminach zawsze wypadali dobrze, często nawet powyżej przeciętnej.
Gdy weszli do klasy i zajęli swe miejsca w ostatniej ławce, zobaczyli, że za katedrą stoi już wykładowca. Był to młody mężczyzna o serdecznej twarzy, poczciwym uśmiechu i długimi, połyskującymi, czarnymi włosami. Stał dumnie wyprostowany, uśmiechając się do wszystkich. Był typem człowieka, którego już po wyglądzie ocenia się, że nie da się nie lubić.
- Ale nam geja przydzieli w tym roku – stwierdził Pitti, pokazując, że zawsze musi mieć zdanie inne niż wszyscy. Acer roześmiał się cicho, patrząc na nowego profesora.
- Witajcie – po sali rozległ się głęboki głos mężczyzny – nazywam się Serafin Terry i jestem waszym nowym profesorem transmutacji. Na dzisiejszej lekcji chcę wam powiedzieć, że cieszę, że wybraliście ten przedmiot na owutemy i zapoznam was z tym co będziemy przerabiać w tym roku...
W tym momencie Acer poczuł jak głos wykładowcy przestaje docierać do uszu, a jakby biegł dalej, gdzieś obok. Spojrzał na Pittiego, który z otwartymi ustami patrzył za okno niewidzącymi oczami. Acer szturchnął go i patrzył jak przyjaciel wraca na Ziemię.
- Wyciągaj te bierki bo mnie ten Serafin zanudzi – powiedział zanim Pitti zdążył się odezwać. Blondyn uśmiechnął się nieznacznie i sięgnął do torby. Cała lekcja zeszła im na grze, przekleństwach i cichych okrzykach radości po zwycięstwie.

Acer sam nie bardzo wiedział co się działo na późniejszych lekcjach, pamiętał jak w walce na pióra z Pittim połamał ostatnie i nie ma czym pisać i jak przez pół lekcji zaklęć patrzył na jedną z dziewczyn z klasy. Reszta jakby mu umknęła. Odzyskał świadomość gdy po lekcjach schodzili do Wielkiej Sali na obiad. Spojrzał w sklepienie, które było ciemnoszare, westchnął cicho. Przy stole zobaczył już Krisa i Bobercika, którzy rozmawiali zawzięcie o tegorocznych sumach. Był dziwnie senny i znudzony, więc nawet nie zauważył gdy obok niego usiadł wysoki, blond włosy ślizgon.
- Cześć – przywitał się Barni – to co Acer, dzisiaj o 22? – zapytał z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
Zaspany i ociężały umysł Acera zaczął powoli trawić informację, by wreszcie ożywić się i ruszyć jak maszyna parowa.
- Jasne – odpowiedział uśmiechnięty – na błoniach przy cieplarniach?
- Nie ma sprawy – powiedział Barni po czym wstał – na razie – pożegnał się i odszedł do swojego stołu, Acer jeszcze chwilę odprowadzał go wzrokiem, wyobrażając sobie dzisiejszy pojedynek.
Przez resztę dnia był nieobecny i zamyślony, dlatego rozmowy Pittiego, Krisa i Boba czy o Quidditchu czy o czymkolwiek innym nie interesowały go i przegrał wszystkie partie bierek na co Pitti bardzo się uskarżał.

- Hej Ace – Acer usłyszał bliżej nie zlokalizowany dźwięk, gdy otworzył oczy stwierdził, że siedzi w swoim ulubionym fotelu, rozejrzał się zdziwiony i zobaczył błysk okularów.
- Musiałeś zasnąć – powiedział Pitti – chodź zaraz dziesiąta.
Acer przetarł oczy i mruknął ciche podziękowanie. Upewnił się, że różdżka znajduje się w kieszeni i wstał. Obaj skierowali się do dużych drewnianych drzwi. Acer był okropnie zaspany więc cała droga minęła mu zaskakująco szybko, a i tajne wyjście, które wraz z Pittim znaleźli dwa lata temu nie dłużyło się tak okropnie jak zwykle. Wyszli za cieplarniami, poczuli jak zimne krople deszczu na twarzach.
- Pada – stwierdził ziewając Acer.
- Godna podziwu spostrzegawczość - mruknął Pitti co Acer postanowił przemilczeć. Gdy wyszli przed cieplarnie usłyszeli znajomy głos.
- Myślałem, że speniałeś – powiedział Barni wychodząc spod dachu, pod którym chował się przed deszczem.
- Chciałbyś
Stanęli naprzeciwko siebie wyciągając różdżki. Było okropnie ciemno, księżyc ledwo przebijał się przez ołowiane chmury. Chłopcom to wystarczyło aby widzieć się wzajemnie. Pitti odszedł schować się przed niemiłosiernie siąpiącym deszczem.
- Jak zwykle bez sekundantów? – zapytał ślizgon.
- Oczywiście – mruknął z nikłym uśmiechem Acer.
- Gotów? – ponownie zapytał ślizgon, Acer odpowiedział kiwnięciem głową.
Równocześnie w ten sam sposób ruszyli różdżkami, błysnęło i przeciwnicy wisieli głową w dół. Obaj mieli przez chwilę bardzo głupie miny.
- Nie tak to sobie wyobrażałem – mruknął Barni na co Acer machnął ręką.
- Ja tam mogę i tak – powiedział czując jak krew zaczyna napływać mu do twarzy.
Znowu rozległy się krzyki i błyski, jako że nie mogli się poruszać pozostawało im tylko do ochrony zaklęcie tarczy. Parę zaklęć trafiło, więc ani Barni ani Acer nie wyglądali najlepiej.
-Expelliarmus! – ponownie krzyknęli równocześnie, ale zaklęcia odbiły się od siebie. Jedno prawie trafiło w Pittiego co ten skomentował głośnym jękiem.
- Petrificus totalus! – krzyknął ślizgon, Acer w tym momencie podciągnął całe ciało i uniknął zaklęcia, szybką się prostując krukon krzyknął
- Drętwota! – czerwony promień uderzył Barniego prosto w klatkę piersiową. Ciało bezwładnie uderzyło w ścianę cieplarni aż huknęło. Acer poczuł, że to nie przyniesie niczego dobrego.
Po chwili między nich wpadła starsza kobieta owinięta w zwiewne szale, z ogromnymi okularami na nosie, które strasznie powiększały jej oczy. Acer zaklął w duchu, gdy już wiedział co się szykuje.
- Co tu się dzieje?! – krzyknęła nagle stara profesor Trelawney – pojedynki! Pierwszy dzień szkoły i już pojedynki! – krzyczała okropnie piskliwym głosem na co Acer mimowolnie krzywił się.
Pani profesor machnęła różdżką w jego stronę i spadł na śliską od wody trawę, brudząc całą szatę.
- Ennervate! – krzyknęła kierując różdżkę w ślizgona, który po chwili otworzył oczy i wstał z wyraźnym grymasem na twarzy. Na czole robił się już spory guz i strup. Kiedy zobaczył profesor Trelawney mina mu zrzedła jeszcze bardziej.
- No tak... – mruknęła – Risus i Ollivander, mogłam się tego spodziewać – powiedziała patrząc na chłopców. Acer czuł ból pod żebrami w miejscu gdzie ugodziło go zaklęcie ślizgona. – Z wami zawsze jest ten młody Cruser, gdzie on? – Pitti, który właśnie próbował się wymknąć poczuł, że jest za późno.
- Mam cię! – krzyknęła stara Trelawney – co ty tu robisz?
- Pilnuje żeby się nie pozabijali – mruknął urażony swoją nieudaną ucieczką. Pani profesor widocznie ta odpowiedź usatysfakcjonowała, bo machnęła ręką, że może sobie iść. Pitti nie czekał na więcej tylko zniknął czym prędzej za cieplarniami.
Acer w duchu zaprzysiągł sobie, że tego mu nie daruje niestety więcej nic nie mógł zrobić, bo znowu odezwała się Trelawney.
- Macie u mnie szlaban – powiedziała z nieukrywaną satysfakcją. Acer gdy jeszcze uczył się wróżbiarstwa czerpał wiele radości z przerywania lekcji swoimi głupimi odzywkami. Wiedział, że to się na nim odbije i klął na siebie w myślach gdy nagle znowu dobiegł go głos nie lubianej pani profesor. – Jutro o dwudziestej macie być pod moim gabinetem, do tego czasu coś wam wymyślę. A teraz marsz za mną do skrzydła szpitalnego.
Acer i Barni z bardzo ponurymi minami kulejąc, jęcząc i stękając powłóczyli się z Trelawney. Choć gdy ich oczy spotkały się uśmiechnęli się szeroko, a Acer ruszając ustami bezgłośnie powiedział „wygrałem”.

Acer i Barni stali pod wierzbą bijącą, wpatrując się tępo w kołysane wiatrem gałęzie. Drzewo, stojące w ciemnościach, oświetlane jedynie promieniami z różdżek, wyglądało dość majestatycznie. Barney przełknął głośno ślinę. Przejechał ręką po czole, chcąc zetrzeć z niego pot, jednak uświadomił sobie, iż ma na nim bandaż.
- Nie mogę uwierzyć, że Trelawney nas wyczaiła..- mruknął chłopak, nie odrywając wzroku od drzewa.
- Nic by się nie stało, gdybyś tak nie wykrzykiwał tych inkantacji!- Acer spojrzał na niego z pogardą, jednak po chwili w jego oczach zapaliły się wesołe ogniki. - Myślą, że będę stąd wykurzał Bachanki... to są w błędzie. - Po tych słowach wolnym krokiem podszedł do wierzby bijącej. Barni niewiele myśląc poszedł zanim. Po chwili usłyszał podekscytowany głos Acera.
-Frycu! Obczaj to !
Barni odwrócił się i w pierwszej chwili nie zrozumiał co się stało. Głośnie chlaśnięcie, piekący ból na twarzy i donośny śmiech jego towarzysza. Dopiero po kilku sekundach dotarło do niego, że dostał z naprężonej gałęzi. Niewiele myśląc dopadł do innej gałęzi i nim Acer zdążył zareagować, został ugodzony gałęzią w ramię. Zrobił kilka kroków w tył i uniósł wyżej różdżkę.
-Wingardium Leviosa!- rzekł stanowczo, celując nią w grubą gałąź. Ta poruszyła się, a kiedy chłopak zamaszystym ruchem przeniósł rękę na kolegę, a będąca pod wpływem zaklęcia gałąź również pomknęła ku Barniemu. Czasu na reakcję było mało, ale prawdziwy Ślizgon sprosta nie takim rzeczom. Różdżka Barneya również była już gotowa do działania.
-Diffindo!- rozległ się dźwięk szybko łamanego drewna i gruby, drewniany pal padł na ziemię, tuż pod stopami chłopca.
-Frycek... chyba przesadziłeś- rzekł niepewnie Acer, patrząc na poruszające się niespokojnie gałęzie. Po chwili jedna z nich, grubości średniej wielkości pnia, pomknęła ku chłopcom. Padli na ziemię, unikając ciosu. Poczuli silny podmuch wiatru nad głowami, kiedy drewniana śmierć przeleciała tuż nad nimi. Wstali niepewnie, licząc że to już koniec. Lecz Bijąca Wierzba nie była z tych, które łatwo odpuszczają. Dziesiątki małych gałązek okładało dwójkę przerażonych uczniów po całym ciele. Po chwili stało się to, czego najbardziej się obawiali. Wielka, gruba jak Snorlax gałąź ruszyła w ich kierunku z zawrotną szybkością. Była niespełna pół metra od nich, gdy oboje poczuli szarpnięcie. Nieprzygotowani na taki obrót sprawy padli na ziemię kilka metrów poza zasięgiem wierzby. Spojrzeli w górę i zobaczyli nad sobą Neville'a Longbotoma. Uśmiechnęli się do siebie, widząc, że jednak im się poszczęściło. Gdyby to był inny nauczyciel, byłoby z nimi źle. Ale profesor Longbotom był zawsze wyrozumiały. Teraz jednak miał poważną, zdenerwowaną minę.
-Zniszczyliście Wierzbę Bijącą..


-I pomyśleć, że kazał nam tylko przepisywać!- krzyknął uradowany Acer, prostując się na krześle, aby zerknąć na pergamin kolegi. Zauważył, że Barni prawie już skończył swoją robotę, podczas gdy mu zostało jeszcze dobre pół strony - Frycek! Jak ty żeś to tak szybko przepisał?
- Gdybyś nie tracił czasu na okrzyki radości i dziękowanie niebiosom, że zesłały nam profesora Longbotoma też byś już skończył. - odpowiedział, odkładając pióro i unosząc pergamin. -No! Na już skończyłem. Pozwolisz, że nie będę na ciebie czekał.. już pewnie grubo po północy, kimnę się.
Chłopak wyszedł z klasy i zaspany ruszył ku lochom, do dormitorium Ślizgonów, ale zdążył jeszcze za sobą usłyszeć ciche "o ty geju".
Ostatnio zmieniony sob lut 02, 2008 5:53 pm przez Barni, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

.
Awatar użytkownika
Kris
Avanger
Posty: 2254
Rejestracja: wt lis 22, 2005 11:33 pm
Lokalizacja: Poznań

Post autor: Kris »

Haha, nie powiem nie powiem, ładnie, podoba mi się i wszystkie odzywki takie realne, zachowanie też ciekawe. Historia na medal ! sam bym nie potrafił o HP pisać gratki ;p
Obrazek

Obrazek
1. Kris ma ZAWSZE racje
2. PP3088 ma prawie zawsze racje
3. : >
Awatar użytkownika
Drake
Golden Oozaru
Posty: 228
Rejestracja: pt cze 15, 2007 3:32 pm
Lokalizacja: Głuchołazy
Kontakt:

Post autor: Drake »

nie no naprawde świetnie bardzo mi się podoba.Fajnie napisane i do tego postacie Acera i Pittiego też są super.Ciekawa historia gratki;p
http://www.mist-village.zobacz.com.pl/ fajna stronka anime(duży download)polecam
http://www.otwieramy.pl/?p=140130 kliknij to mi pomoże:Pp
Awatar użytkownika
Pitti
SSJ 5
Posty: 2676
Rejestracja: wt kwie 24, 2007 11:05 am

Post autor: Pitti »

GENIALNE. FF OWNI
Obrazek

I'll become The King of Pirates!
Awatar użytkownika
Bobercik
SSJ 5
Posty: 2940
Rejestracja: pn lut 13, 2006 7:02 pm
Lokalizacja: Wrocław
Kontakt:

Post autor: Bobercik »

Fan Fick jest tak wspaniały, że aż powiem: fan fick jest wspaniały. A tak wspaniałego ficka dawno nie czytałem, ponieważ jest tak wspaniały, że inne wspaniałe ficki, nie są przy nim tak wspaniałe. Prawda?
Obrazek
Awatar użytkownika
AnimKing
SSJ 5
Posty: 685
Rejestracja: czw lis 23, 2006 12:07 pm
Lokalizacja: z domu

Post autor: AnimKing »

cenzura** Ale czemu mnie nie ma ?? najlepszy chyba ff na tym forum :D 100/100 i daj mnie ;p
Jak się zdecydujesz to nie dawaj mnie do Borsuków ;p
Awatar użytkownika
Barni
SSJ 5
Posty: 2999
Rejestracja: sob kwie 21, 2007 4:38 pm
Lokalizacja: Golina City

Post autor: Barni »

Pragnę zwrócić waszą uwagę na tytuł, który sugeruje, że fyf jest pisany Ac+Barney, więc
AnimKing pisze:zdecydujesz
jest nie na miejscu xD
Obrazek

.
Acer
SSJ 5
Posty: 700
Rejestracja: sob mar 10, 2007 7:55 pm

Post autor: Acer »

;]

Ciemność, wszędobylska ciemność otaczała Barniego. Chłopak odwrócił głowę najpierw w lewo, potem w prawo, przekręcając ją po jakiejś powierzchni. Potem usłyszał dziwne prychnięcie i dopiero po chwili uprzytomnił sobie, że wypadałoby otworzyć oczy. Kiedy to uczynił ciemność przeistoczyła się w zieleń. Mimo, że minął już tydzień chłopak dalej miał problemy z przyzwyczajeniem się do ciemnych kotar zwisających z baldachimu jego łóżka. Zamaszystym ruchem ręki rozsunął je i zobaczył dormitorium, w którym mieszkał już czwarty rok. Usiadł na krawędzi posłania i rozejrzał się. W przerwie między zasłonami na łóżku, które stało pod oknem, zauważył chrapiącego Anima Kinga, chłopak miał krótkie czarne włosy, a na szafce nocnej obok jego wyra leżały okulary. Ślizgon trącił go palcem pod żebro, dając w ten drastyczny sposób do zrozumienia, że czas wstawać. Anim przeciągnął się leniwie, patrząc morderczo w kierunku Barniego.
-Kiedyś cię zamorduję, za te wczesne pobudki! - sięgając po okulary, zerknął na zegarek stojący obok nich - dopiero siódma, lekcje zaczynamy o dziewiątej! Zamorduję..- powtórzył cicho, po czym w ślimaczym tempie zaczął się przebierać w szkolne szaty. Barni postanowił poczekać na kolegę w pokoju wspólnym, więc wyszedł z dormitorium ziewając przy tym potężnie. Na schodach natknął się na Treya Rashefa. W pierwszej chwili nie poznał starszego o rok Ślizgona, gdyż zwykle ciemne włosy były teraz zadziwiająco rude. Na pytające spojrzenie Trey odpowiedział z załamaną miną.
-Chciałem rozjaśnić... proste zaklęcie zmiany barwy. I wyszły mi rude! I jeszcze pobudka o siódmej!- szarpnął ręką za włosy, jakby próbował je wszystkie wyrwać. Mamrotał jeszcze pod nosem, lecz dalszy ciąg narzekań zastąpiła długa seria bluzgów w bliżej nieokreśloną stronę.

Po chwili Barni i Trey, który klął cały czas na swoje włosy, weszli do pokoju wspólnego Slitherynu. Był to długi, nisko sklepiony loch o kamiennych ścianach. Z sufitu zwieszały się na łańcuchach zielonkawe lampy. Wewnątrz bogato zdobionego kominka płonął ogień, a w rzeźbionych krzesłach z poręczami siedziało kilkoro Ślizgonów. Barney machnął ręką do grupy dziewczyn siedzącej blisko kominka, po czym usiadł na krześle w kącie pokoju. Wyjął różdżkę i czekał, aż Anim wyjdzie z dormitorium. Trey zawrócił na pięcie, widząc wśród dziewczyn Katie Longht. Bardzo ładną, trzecioklasistkę. Barni uśmiechnął się na myśl o tym, że Trey będzie bał się teraz pokazać komukolwiek na oczy.

Nie minęło dużo czasu, a Anim wszedł do pokoju wspólnego. Nim zdążył się choćby rozejrzeć, Barney machnął krótko różdżką, w myślach wypowiadając "Levicorpus!”. Chłopak zawisł w powietrzu, jakby ktoś podniósł go za kostkę u nogi. W pierwszej chwili rozległy się piski przerażenia, ale gdy zrozumiano co zaszło w niektórych kątach pokoju rozległy się parsknięcia i ciche wybuchy śmiechu. Widząc nienawistne spojrzenie Anima, Barni znowu machnął ręką, a jego kolega upadł głucho na ziemię.
-Zamorduję cię... - rzekł po raz trzeci, po czym bluzgając pod nosem udał się z Barnim do Wielkiej Sali na śniadanie. Barney cały czas uśmiechał się pod nosem, lecz nie miało to nic wspólnego z groźbą śmierci. Radość sprawiał mu fenomen zaklęcia Levicorpus, które dzięki temu, iż było niewerbalne, znali tylko nieliczni uczniowie.

Kiedy weszli do wielkiej sali, było jeszcze niemal pusto. Do szczytowego zaludnienia została około godzina. Przy stole Gryfonów siedział samotnie Pepe, przecierając rękawem swoją odznakę prefekta naczelnego. Widząc to Ollivander mimowolnie się uśmiechnął.

- Pójdę do Gryfonów usiąść... nic się chyba nie stanie.
- Jak sobie chcesz...- mruknął Anim i z zażenowaną miną odszedł do stołu pod przeciwną ścianą.
Mimo, że nikt nie powiedział temu Barniemu wprost, wszystkim Ślizgonom jego przyjaźń z uczniami innych domów wydawała się czymś, co hańbiło uczniów z domu Salazara Slitheryna.
-Nie powiedziałeś tego w ryj, to nie powiedziałeś nic...- mruknął do siebie Brani, widząc wyraz twarzy odchodzącego Anima i ruszył ku stołowi Gryffindoru. Kiedy Pepe go zauważył, uśmiechnął się szeroko i przesunął się, aby zrobić miejsce. Śniadanie minęło Barniemu, na opieraniu się nudzącemu opowiadaniu o obowiązkach prefektów naczelnych.

Dwie godziny eliksirów minęły zaskakująco szybko, wróżbiarstwo... tą lekcję byłoby lepiej wyrzucić z pamięci. Profesor Trelawney, ciągle zła na niego za pojedynek pod cieplarnią, wywróżyła mu rychłą śmierć. W męczarniach oczywiście, jakby śmierć przed piętnastymi urodzinami była niewystarczającym pechem.

Zdarzenie, które miało miejsce w czasie przerwy obiadowej zatarło zły smak po wróżbiarstwie. W drzwiach wielkiej sali Barni usłyszał za sobą tubalny głos.
-Ollivander! Chodź na chwilę!
Odwrócił się i zobaczył wysokiego - dla kogoś kto nie jest wzrostu Barneya- i dość muskularnego Ślizgona. Bill Montogue, kapitan drużyny Slitherynu w Quiditchu. Dzięki jego świetnie odbitemu tłuczkowi, Ślizgoni w zeszłym roku zdobyli puchar, pokonując Ravenlaw dziesięcioma punktami.
- Masz swojego Slejpnira, nie?
- Sle...? A... miotłę. No tak, mam - Miotła została nazwana przez uczniów Slejpnir, ze względu na szybkość jaką była w stanie rozwinąć. Kiedyś ktoś porównał ją do butów mitologicznego Thora i tak zostało. -Trening?!- wyprzedził słowa Montogue'a Barni, a w oczach zapaliły mu się wesołe ogniki.
-Tak, trening. Dzisiaj o piątej na boisku. Mam nadzieję, że forma cię nie opuściła..
Barni lał na nadzieje Billa i nie zwracając na niego uwagi wesoły udał się do stołu Ślizgonów Nałożył sobie wielki kawał pieczonego mięsa, ale nawet nie zauważył kiedy je zjadł, myślami był już na boisku.

Chłopak musiał na godzinę odrzucić myśli o zbliżającym się treningu. Profesor Potter –niski mężczyzna o kruczoczarnych, rozczochranych włosach, w okularach i z legendarną blizną na czole- przygotował im na ostatni dzień tygodnia lekcję całkowicie praktyczną. Powtórzenie materiału, który powinni opanować przez trzy lata. Podzielił uczniów w pary i zaczęli od podstawowych zaklęć pokroju Expelliarmus. Przez jakiś czas po klasie latały różdżki rozbrojonych uczniów i błyskało żółtawe światło. Po pół godzinie Potter uciszył klasę i przemówił donośnym głosem.
-Dziś nauczę was Zaklęcia Tarczy, które może nie jest elitarne, ale nieraz jest w stanie uratować życie. Powinniście je poznać wcześniej, dużo wcześniej.. ale jakoś nie było czasu. Wyśmienicie opanowane zaklęcie, może odbić nawet dość silne ataki. Formuła jest prosta. Panie King, proszę zaatakować mnie jakimś zaklęciem.
Anim niepewnie wyszedł naprzeciwko profesora, powoli unosił różdżkę. Pomyślał przez chwilę, celując w tors Pottera, po czym krzyknął.
-Drętwota!
-Protego! - powiedział stanowczo nauczyciel, unosząc lekko różdżkę. Czerwone światło błysnęło dwa razy, a po chwili Anim padł z głośnym łupnięciem na ziemię. Potter omiótł wzrokiem klasę.
-Rozumiecie ? - kiedy pokiwali głowami uniósł różdżkę po raz drugi i wycelował w leżącego Anim Kinga -Enervate.- mruknął pod nosem. Chłopak wstał na równe nogi, patrząc na klasę. Poprawił okulary na nosie i wrócił na swoje miejsce.
-Na następnej lekcji nauczę was jak prawidłowo rzucać to zaklęcie. - rzekł profesor patrząc na stary, duży zegar wiszący na ścianie -Możecie iść.

Barney nie zwlekając ani chwili zbiegł do lochów. Szedł chwilę, wsłuchując się w echo swych szybkich kroków, które odbijało się po korytarzu. Stanął przed nagą ścianą i wpatrywał się w nią chwilę. Nigdy nie lubił Ślizgońskich haseł, z których emanowała niechęć do szlam i zdrajców krwi.
- Czysta krew - mruknął i wszedł do Pokoju Wspólnego przez kamienne drzwi, które pojawiły się w ścianie. Zerknął na zegar na ścianie. Dochodziła piąta. Porwał z dormitorium miotłę i swój strój do Quiditcha, po czym szybko wyszedł na błonie.

Wrześniowa pogoda, której tak nie znosił.. Błoto i zimny wiatr towarzyszyły mu przez całą drogą na stadion. Jedną ręką trzymał zarzuconą na ramie miotłę, drugą zakrywał oczy przed poduchami. Im bliżej był stadionu, tym mniej wiało. Zaiskrzyła w nim nadzieja, że trening może obyć się bez większych figli pogody. Tylko te chmury...

Acer w błękitnej szacie sportowej oparty rękami i głową o swoją miotłę stał na środku stadionu do Quidditcha wśród siedmiu podobne ubranych chłopców. Zamglonym wzrokiem wpatrywał się Dragona Fista jego kolegę z klasy, który przechadzał się w tę i z powrotem wydeptując w trawię ładną ale krótką ścieżkę.
- W tamtym roku z drużyny odszedł Michael, a w tym roku odznaka kapitana przypadła mnie – powiedział wskazując palcem na srebrną odznakę na identycznej szacie jaką miał Acer – a więc, poprzedni rok był udany, ale niestety przegraliśmy ostatni finałowy mecz ze Ślizgonami.
Jakbyś musiał nam przypominać, pomyślał Acer.
- Jest to zasługa ich kapitana, który tłuczkiem trafił prosto w twarz naszemu szukającemu – tym razem wskazał palcem Acera, który mimowolnie zacisnął mocniej szczęki na wspomnienie tego niemiłego incydentu przez, który stracili puchar – Ale... – ciągnął dalej Dragon – ale należy pamiętać, że Montogue lepiej operuje swoją pałką niż mózgiem... – cała drużyna uśmiechnęła się pod nosem – ale teraz jest nowy sezon i czuję, że go wygramy – powiedział pewny siebie Dragon – dzisiaj mamy pierwszy trening. Pogoda jest w sam raz zaraz zaczniemy tylko poruszę jeszcze parę spraw...
Acer spojrzał na niebo, było jasnoszare od chmur, słońce nie miało się którędy przebić. Lekki wiatr poruszał flagami domów na trybunach. Faktycznie, pomyślał, dobra pogoda na trening. Rozglądał się po ogromnym stadionie z trzema bramkami na długich słupkach po obu stronach, gdy nagle kątem oka dostrzegł coś zielonego, ale nie pasującego do reszty.
Na stadion weszła cała drużyna Slytherinu w zielono srebrnych barwach, z miotłami w rękach. Na przedzie szedł Montogue z odznaką podobną do tej którą miał Dragon, za nim szedł Barni ze swoim Slejpnirem na ramieniu. Reszty Ślizgonów Acer nie znał, albo nie poznał z tej odległości.
- Ej, Dragon – zwrócił się Acer do Krukona przerywając mu mowę na temat podawania kafli. Wskazał mu podbródkiem idących ku nim Ślizgonów. Dragon odwrócił się i zmrużył oczy wyraźnie zdenerwowany.
Poczekał aż cała drużyna podejdzie i gdy był już pewny, że ich kapitan go usłyszy krzyknął.
- Montogue! Co to ma znaczyć?! – krzyknął machając ręką z kaflem – teraz my mamy trening wypad mi stąd!
- My też mamy tu trening, stara Hooch udostępniła nam pół boiska – powiedział z paskudnym uśmiechem na równie paskudnej twarzy Bill.
Acer znudzonym wzrokiem przypatrywał się kłótni kapitanów gdy obok niego stanął Barni. Podniósł wzrok by go zobaczyć, był prawie o głowę od niego niższy.
- Siema frycu – mruknął nadal oparty o swoją miotłę. Pierwszy trening w sezonie jakoś nie napawał go optymizmem, nadal był obolały po pojedynku i bliskim spotkaniu z Wierzbą Bijącą.
- Joł – odpowiedział Barni, po czym skierował wzrok na miotłę przyjaciela – O, nowa miotła. Immediate jeśli się nie mylę – popatrzył na Acera, który kiwnął leniwie głową – a co zrobiłeś ze starą?
- Połamałem na pysku Montogue’a za tego tłuczka – odpowiedział Acer wpatrując się tępo, na nadal trwającą kłótnię między kapitanami – nie pamiętasz?
- Fakt – powiedział Barney, któremu przed oczami musiała stanąć scena, sprzed zaledwie paru miesięcy, kiedy po meczu Acer cały zakrwawiony uderzył z całej siły miotłą w głowę kapitana Ślizgonów. Barni uśmiechnął się pod nosem.
W mózgu Acera jakby coś kliknęło i wyrwało go z sennego otępienia.
- Mam pomysł – powiedział cicho podnosząc głowę i szukając wzrokiem skrzynki z przyborami do Quidditcha. Kiedy zobaczył, że stoi niedaleko Bobercika, podszedł i otworzył ją, zostawiając Barniego ze zdziwioną miną. Jego oczom ukazały się dwa czarne tłuczki, ciągle próbujące się wyrwać z trzymających ich pasków. Duże puste miejsce na czerwony kafel, który teraz znajdował się w ręku Dragona. Wtedy zobaczył to czego szukał, złoty znicz, wielkości orzecha włoskiego z małymi, białymi skrzydełkami. Szybko chwycił go i zacisnął pięść, poczuł jak skrzydełka trzepocą mu w dłoni. Wstał z uśmiechem i chwycił swojego Immediate.
- Frycu – krzyknął do Barniego i podniósł rękę na wysokość twarzy, pokazując mu znicza trzymanego w palcach. Ślizgon szeroko otworzył oczy i już wiedział o co chodzi Acerowi – kto pierwszy ten lepszy! – ponownie krzyknął Acer, ciskając z całej siły przed siebie złotą kulkę.
Nie minęła chwila kiedy obaj znaleźli się powietrzu. Pęd powietrza zmierzwił obu włosy, tego Acer potrzebował. Uśmiechnął się zapominając o znużeniu szkołą i bólu w każdej części ciała. Był wolny. Z szerokim uśmiechem na twarzy pomknął z pełną szybkością, nowa miotła rozumiała go doskonale. Wirując, okręcił się wokół Barniego, który również załapał chęć do dzikiego lotu. Razem pomknęli wykonując najróżniejsze akrobacje, które dla wpatrujących się w nich obu drużyn były tylko zielonymi lub niebieskimi smugami. Acer zobaczył siedzących na trybunach Pittiego i Drake, którzy patrzyli z uśmiechami jak on i Barni dają się ponieść emocjom. Chciał im pomachać, ale teraz było to nieważne, ponad pięćdziesiąt stóp nad ziemią szalał i bawił się jak dziecko. Dostrzegł, że Barni cieszy się tak samo jak i on.
W pewnym momencie zatrzymali się dysząc, zadowoleni z siebie.
- Pokaż zęby – powiedział Barni biorąc głęboki oddech – powinieneś mieć muchy między zębami jak każdy wesoły miotlarz.
Acer wyszczerzył się pokazując wszystkie zęby i obaj zaczęli się śmiać.
- Znicz! – krzyknął Acer wskazując nikły błysk obok słupków bramkowych.
Obaj położyli się nisko na miotłach i runęli w dół. Nie liczyło się teraz nic, poza tą małą, złotą kulką. Czuł jak wiatr mierzwi mu włosy, zmrużył oczy przed pyłem, nie mógł pozwolić aby zaczął łzawić. Byli bardzo nisko, prawie szorowali kolanami ziemię. Lecieli ramię w ramię, zostało parę stóp do znicza, obaj wyciągnęli ręce, gdy nagle kilka cali przed oczami przeleciała im czarna smuga. Obaj prawie spadli z mioteł zasłaniając twarz wolną ręką zdążyli wyhamować przed słupkami.
Acer spojrzał w stronę, z której nadleciał czarny tłuczek. Zobaczył obie drużyny i stojącego na przedzie Montogue’a z pałką w ręku. Acer zacisnął zęby i niewiele myśląc wystrzelił w jego stronę. Usłyszał za sobą jeszcze krzyk Barniego, ale to go nie obchodziło, skupił wzrok na Montogue’u, który krzyknął z przerażenia, odrzucił pałkę i zaczął uciekać. Acer uśmiechnął się pod nosem, przekręcił się na bok i zdążył chwycić ciężką pałkę zanim spadła. Pomknął za uciekającym Ślizgonem i uderzył go z całej siły pałką w twarz. Po stadionie rozległ się niemiły, powodujący mdłości dźwięk łamanego nosa.
Montogue wywalił się do tyłu łapiąc za twarz. Acer zeskoczył z miotły stając obok niego, popatrzył zniesmaczony, mówiąc
- To za tego tłuczka Montogue – obie drużyny zaczęły się zbiegać. Biegli nawet ku nim Pitti i Drake – nie myślałeś chyba, że połamię na tobie drugą miotłę, co? – powiedział uśmiechnięty, gdy nagle poczuł jak ktoś szarpie go od tyłu i uderza w twarz. Tępy ból pod okiem wywołał w nim dziką furię, zobaczył jeszcze jak obie drużyny runęły na siebie, ale on miał w ręku pałkę i zrobił z niej użytek był pewny, że zanim Pitti i Drake zaczęli magią rozganiać Ślizgonów połamał jeszcze dwa nosy i wybił parę zębów. Niestety kiedy już zaczęło mu się to podobać jego rycerskie podboje zatrzymał Barni, który rzucił się na niego przewracając i wyrywając z ręki pałkę.
- Co ty idioto robisz? – krzyknął Barni szarpiąc za szatę Krukona. Acer, który najwidoczniej już wyżył swoją złość, wzruszył tylko ramionami, wycierając krew wierzchem dłoni.
- Debil – usłyszał znajomy głos, gdy podniósł głowę zobaczył stojącego nad nim Pittiego, który różdżką bardzo skutecznie przeganiał innego Ślizgona, który chyba chciał go kopnąć. – jak cię wyrzucą z drużyny, to już ja się postaram nadrobić to czego Ślizgoni nie mogli zrobić. – powiedział zdenerwowanym głosem. Choć gdy podawał mu dłoń, by Acer mógł wstać wydawało mu się, że Pitti się uśmiechnął. Acer zobaczył, że koło niego stoi Barni z nachmurzoną miną, bo nie mógł się opowiedzieć po żadnej ze stron. Zbyt wielu jego przyjaciół było w drużynie Krukonów.
Acer zobaczył jak podchodzi do niego Dragon w porwanej szacie i podbitym okiem. Westchnął w duchu, ale się narobiło, pomyślał.
- Sorry Dragon, poniosło mnie – mruknął do kapitana, zwieszając głowę. Jednak nic nie odpowiedział, gdy podniósł wzrok zobaczył, że Dragon się uśmiecha.
- Muszę przyznać, że inaczej zaplanowałem sobie ten pierwszy trening, ale na pewno nie miałbym z niego tyle radości – powiedział pokazując w ręce srebrną odznakę ze strzępkami zielonej szaty. Cała drużyna wyraźnie z siebie zadowolona postanowiła odpuścić sobie dzisiejszy trening. Kierując się do szatni cieszyli się głośno, że dla Dragona i tak udał się ten trening.

Gdy parę godzin później siedzieli w skrzydle szpitalnym pani Pomfrey, córka poprzedniej opiekunki tego miejsca, głośno szlochała nad ich stanem zdrowia. Skrzydło szpitalne było długim pomieszczeniem z wysokimi oknami. Po obu stronach sali stały rzędy łóżek.
- Chłopcy! – krzyczała pani Pomfrey jakby miała się rozpłakać – wy wyglądacie jakby was olbrzym podeptał! – rozpaczała magicznie wstawiając zęby Bobercika na swoje miejsce – Co wam się stało?
- Ciężki trening, pani Pomfrey – powiedział zadowolony Dragon przeciągając się na krześle. Podbite oko było już ładnie fioletowe, a krew zakrzepła na twarzy i szacie. Patrząc w ciemne okno czekał na swoją kolej, aby go opatrzyć.
- Idź ty się lepiej umyj jak mam cię opatrywać – mruknęła pani Pomfrey, patrząc żałośnie na Dragona. Ten ze śmiechem poszedł do łazienki. – no wyglądasz już normalnie – powiedziała patrząc na Bobercika, który wyszczerzył się do wszystkich ukazując na nowo wstawione przednie zęby. – dobra teraz ty – powiedziała pokazując palcem na Acera, który podszedł i siadł na białym łóżku – całkiem dobrze wyglądasz – stwierdziła zdziwiona pani Pomfrey – tylko trochę tu i tu – mruczała celując różdżką w siniaki i rozcięcia na jego twarzy. – możesz już iść. No chodź Fist – krzyknęła gdy zobaczyła jak do sali wchodzi umyty Dragon.
Pitti, który do tej pory cierpliwie czekał, aż pani Pomfrey wykuruje Acera i Bobercika zaczął się śmiać.
- Ale załatwiłeś Montogue’a – powiedział uśmiechnięty – mordę to ma płaską.
- Podobny byłem w tamtym roku – odpowiedział Acer. Machnął ręką do reszty drużyny na znak, że już sobie idą. Kiedy wracali do pokoju wspólnego na schodach natknęli się na Montogue’a prowadzonego przez dwóch innych Ślizgonów nienawistnie patrzących na całą trójkę. Acer z uśmiechem odwzajemnił spojrzenie i na wszelki wypadek położył dłoń na kieszeni z różdżką. Minęli się bez słowa, ale Acer był pewny, że gdyby wzrok mógł zabić, to wynieśli by go z tych schodów nogami do przodu.
- Ładnie – mruknął do siebie. Dalszą drogę milczeli, i gdy znaleźli w północnej wieży przed drewnianymi drzwiami z wyrzeźbioną głową orła, dziób otworzył się i miły głos powiedział
- Uzdrowiciel grzebie w zupie, a powinien grzebać...? – zadał zagadkę orzeł
- W dupie – odpowiedzieli równocześnie Acer i Pitti. Niestety drzwi się nie otworzyły na co obaj spojrzeli na Bobercika, który miał bardzo zniesmaczoną minę.
- Kucharz... – mruknął – debile... – dodał gdy drzwi się otworzyły. Acer i Pitti spojrzeli na siebie zdziwieniu poprawną odpowiedzią i weszli do pokoju wspólnego.
Zobaczyli wiele uśmiechów, zapewne o tym co zrobili było już głośno.
- Nieźle – krzyknął jakiś siódmoklasista do Acera, na co ten uśmiechnął się nieznacznie.
Podszedł do ulubionego fotela przy kominku, na szczęście był wolny, pomyślał. Obok usiedli Pitti i Bobercik. Wyraźnie uradowani, że siedzą w ciepłych, miękkich fotelach zaczęli leniwą rozmowę na temat tego czy to powtórzy się na meczu.
Kątem oka Acer zobaczył schodzącą ze schodów dziewczynę o długich blond włosach. Trójka przyjaciół patrzyła na nią z otwartymi ustami. Śliczna, pomyślał Acer. Coś podobnego musiał pomyśleć Pitti, bo lekko się zarumienił i na twarzy pojawił mu się rozmarzony uśmiech. Gdy ich spojrzenia się spotkały, zrozumieli, że nie są już przyjaciółmi a groźnymi konkurentami.
Rzucili się na siebie jak wygłodniałe wilki przewracając stół i strasząc kilku pierwszoklasistów. Z obłąkańczymi ognikami w oczach, próbowali się nawzajem obezwładnić. Gdy Acer jednocześnie próbując udusić Pittiego i wyrwać się z jego potwornie silnego uścisku, zobaczył jak do jego anioła podchodzi Kris. Z pokładami sił, których nigdy by się po sobie nie spodziewał zrzucił z siebie Pittiego i kucając, pokazał mu co robi znajomy prefekt.
- Zdrajca... – szepnął Pitti z żądzą mordu w oczach. Acerowi udało mu się go powstrzymać przed rzuceniem się na Krisa, tylko dlatego że złapał go za nogi gdy ten próbował wstać i obaj runęli na ziemię wzbudzając ogólne zainteresowanie. Zanim zdążyli znowu zaatakować zobaczyli jak podchodzi do nich Kris.
- Co wam? – zapytał widocznie zdziwiony patrząc na siłujących się w morderczych uściskach przyjaciół. Gdy tylko go zauważyli kucnęli przed nim zapominając o sobie . Pitti złapał go za przód szaty i ściągnął do dołu, aby jego twarz była na tej samej wysokości co ich.
- Skąd ją znasz? – warknął Pitti
- Chyba chodzi ze mną do klasy, nie? – powiedział Kris patrząc dziwnie na Pittiego.
- Kto to jest? – zapytał pokazując na dziewczynę. Gdy tylko o niej wspomniał na jego twarzy pojawił się nikły, marzycielski uśmieszek.
- Angelica Corner... – odpowiedział coraz wyraźniej zdziwiony.
- Kocham ją – mruknął Pitti puszczając Krisa i wpatrując się w blondynkę. Prefekt mruknął coś w stylu „nienormalni” i usiadł koło Bobercika.
- Wara od niej! – krzyknął Acer – ja ją kocham! – obaj zaczęli wygrażać sobie pięściami i pewnie znowu doszło by do niepohamowanego upustu agresji gdy między nich wszedł Dragon Fist, już bez podbitego oka.
- Dwie informacje: pierwsza: niedługo Hogsmeade – powiedział uśmiechnięty patrząc jak na ich twarzach również pojawia się uśmiech – druga: za parę tygodni pierwszy mecz w sezonie.
Z twarzy Acera zszedł uśmiech, ustępując kompletnego znużenia nadchodzącymi treningami. Ale będzie sposób by pokazać się dla mojego anioła, pomyślał kierując się do dormitorium.
Ja (1-09-2008 12:44)
kolumb wszedł na twoją starą i myślał że to ameryka
Pepek (1-09-2008 12:46)
A po Twojej doszedl do Indii i Antarktydy
Awatar użytkownika
krova
SSJ 5
Posty: 1746
Rejestracja: pn sie 14, 2006 11:38 am
Lokalizacja: szczytno

Post autor: krova »

Czy "xD!" i ";]" mam traktowac jako tytuly rozdzialow?
Obrazek

-Jest jakaś miara szczęścia?
-Tak, promile.

Obrazek
Awatar użytkownika
Kris
Avanger
Posty: 2254
Rejestracja: wt lis 22, 2005 11:33 pm
Lokalizacja: Poznań

Post autor: Kris »

Ładnie, ciekawie, interesujące.. Kris'u jak zwykle przyszedl i rozwalił zabawa \o/ ^.^

More Ace baranki ;p

8/10
Obrazek

Obrazek
1. Kris ma ZAWSZE racje
2. PP3088 ma prawie zawsze racje
3. : >
Awatar użytkownika
Pitti
SSJ 5
Posty: 2676
Rejestracja: wt kwie 24, 2007 11:05 am

Post autor: Pitti »

Od momentu, gdy usiedli w kominkach akcja toczy sie genialnie XD. Kolejny wporzo ep :D. czekam na ten trzeci no! :???:
Obrazek

I'll become The King of Pirates!
Acer
SSJ 5
Posty: 700
Rejestracja: sob mar 10, 2007 7:55 pm

Post autor: Acer »

krova pisze:Czy "xD!" i ";]" mam traktowac jako tytuly rozdzialow?
Jeśli chcesz.
Ja (1-09-2008 12:44)
kolumb wszedł na twoją starą i myślał że to ameryka
Pepek (1-09-2008 12:46)
A po Twojej doszedl do Indii i Antarktydy
Awatar użytkownika
Barni
SSJ 5
Posty: 2999
Rejestracja: sob kwie 21, 2007 4:38 pm
Lokalizacja: Golina City

Post autor: Barni »

Pitti pisze:usiedli w kominkach
Ja bym im nie radził z ogniem się aż tak ostro bawić.
Obrazek

.
Awatar użytkownika
Pitti
SSJ 5
Posty: 2676
Rejestracja: wt kwie 24, 2007 11:05 am

Post autor: Pitti »

Barni pisze:
Pitti pisze:usiedli w kominkach
Ja bym im nie radził z ogniem się aż tak ostro bawić.
XD nie chcialo mi sie juz poprawiac ;p
Obrazek

I'll become The King of Pirates!
Awatar użytkownika
Drake
Golden Oozaru
Posty: 228
Rejestracja: pt cze 15, 2007 3:32 pm
Lokalizacja: Głuchołazy
Kontakt:

Post autor: Drake »

No więc bedzie krotko;].Ten ep jest lepszy od poprzedniego bo jest śmieszny,ma ciekawą akcje i nie ma niepotrzebych przestojów,do tego jest poprawny stylistycznie.Tylko że znowu za mało tak waznej posraci tj.Drake Hyuga:D
http://www.mist-village.zobacz.com.pl/ fajna stronka anime(duży download)polecam
http://www.otwieramy.pl/?p=140130 kliknij to mi pomoże:Pp
ODPOWIEDZ