[Kuroi to Shiroi]

Jeśli stworzyłeś coś ciekawego i chcesz się tym podzielić, zamieść swoją pracę w tym dziale.

Moderator: Moderatorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Dae
Zasłużony
Posty: 1200
Rejestracja: śr gru 22, 2004 1:26 pm
Lokalizacja: Bukowno

[Kuroi to Shiroi]

Post autor: Dae »

Piszę tego fanficka, gdyż potrzebuję alternatywy dla mojego poprzedniego fanficka, którego nie porzucam. Będe pisał oba, choć nikt nie może być pewien który odcinek napiszę: Czy tego ficka, czy tamtego, z dobrą przeszłością.

Tak więc, zapewne chcecie wiedzieć co trzeba zrobić by znaleźć się w tym fanficku? Wystarczy, że jesteście na forum i czasami przeczytam waszego posta. Nie ważne, czy się zgłosicie, czy nie - i tak wpisuję osoby co aktywniejsze i sam ustalam im wszystko. No i kumpli z forum, jeżeli przestali być aktywnymi, to też wpisuję.

Zapewne chcecie wiedzieć o co będzie chodzić w tym fanficku? Przekonacie się, w tym momencie napisałem dwa odcinki, które zamieszczam. Proszę o komentarze. Z góry dziękuję

Ważne! - Dużo słów ulega korekcie, między innymi rzadkie w fanficku przekleństwa, więc jeżeli chce ktoś oryginalną wersję, niech tylko poprosi o nią na gg, to wrzucę ją na jakiś server i podam...
Ostatnio zmieniony wt lis 20, 2007 9:35 pm przez Dae, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Obrazek
Dołącz do gry! Naruto-Arena.com

Obrazek

http://www.daegurth.blog.onet.pl

Słowo "siła" ma wiele znaczeń.
Awatar użytkownika
Dae
Zasłużony
Posty: 1200
Rejestracja: śr gru 22, 2004 1:26 pm
Lokalizacja: Bukowno

[1][Przesiadka]

Post autor: Dae »

[center][1][Przesiadka][/center]

Takie małe okienko, w którym widziało się wszystko na zewnątrz. Niby nic się nie działo, a przyciągało uwage. Tak to jest, gdy nie ma się nic do roboty. Siedze i siedze... Nie mógłby ten pociąg jechać trochę szybciej?

Chłopak wyprostował się i ziewnął nie wstając. Wyciągnął ręce na boki, by się rozciągnąć. Nieco bolała go głowa, ale nie przejmował się tym, w końcu to nie pierwszy raz i nie ostatni.
Siedzący przed nim kolega właśnie się obudził. Erif zazwyczaj nie śpi podczas jazdy, jednak chyba łapała go choroba, przez co był osłabiony i nie mógł się powstrzymać. Ale cóż, nie ze wszystkim można wygrać - nie od razu.

- Gdzie jesteśmy? - zapytał Erif tuż po tym jak ziewnął, przysłaniając usta dłonią
- Braya - odpowiedział znudzony chłopak naprzeciwko Erif'a.
- Dopiero? - zdziwił się tamten - To idę spać...

Znów się położył, a dokładniej oparł czoło o ręke położoną na wysuniętym pod oknem stoliczkiem. Teraz głównie widać było jego czarne, średniej długości włosy, do których był dosyć przywiązany.
Erif był młodszy od Urith'a, co jednak nie przeszkadzało, żeby się znali. W sumie to było tak, że to brat Urith'a, Rauko, poznał Erif'a. On jednak dzisiaj nie jechał razem z nimi do szkoły, bo był chory. Siedział w domu i ciągle się nudził przed ekranem telewizora lub monitorem komputera.
Gdyby chociaż pogoda w ostatnich dniach mu sprzyjała, to poczułby się lepiej. Ale wciąż było zimno, do tego przez niebo co chwila przewijały się ciemne chmury niosące opady deszczu.

Pociąg zaczął zwalniać. Urith poczuł jak niewidzialna siła lekko pchnie go w przód. Gdy maszynista zatrzymał tą maszynę, to ta sama siła wbiła go lekko w siedzenie. Takie są prawa fizyki.
Braya - pomyślał Urith patrząc na szyld na stacji. Dworzec był raczej schludny, ale i skromny. Kilka ławeczek, a tylko po jednej stronie były "udachowione", przez co zazwyczaj zbierała się tam większość ludzi uciekających przed deszczem - Jeszcze dwadzieścia minut... Czterdzieści minutowa przejażdżka pociągiem jest męcząca, oj jest. Niby nic, a tak nuży... O, konduktor.

Pociąg ruszył znów lekko wbijając Urith'a w siedzenie. Chłopak o krótkich, rudych włosach patrzył na oddalający się dworzec, aż ten zniknął mu z oczu.
Chwilę później kątem bystrego oka dostrzegł konduktora, który właśnie wszedł do przedziału. Rękami wymacał portfel w kieszeni, po czym szybko, z pełną wprawą otworzył go i wyciągnął bilet miesięczny. Lekko potrząsł kolegą mówiąc, że idzie konduktor. Wtedy ten wyciągnął bilet z plecaka - jeżeli tak można było nazwać tą niewielką, czarno-szkarłatną torbę.

Urith zaśmiał się w myślach wyczuwając charakterystyczną woń alkoholu od konduktora. No nie, znów pił... - pomyślał, gdy na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech, a w jego zielonych oczach pojawił się obraz stojącego naprzeciw konduktora.
Podniósł bilet tak, aby ten mógł zobaczyć datę ważności biletu i to, że jest już podbity.
- Legitymacje proszę... - powiedział konduktor

No nie, znowu trzeba legitkę wyciągać... - pomyślał Urith, gdy Erif lekko pokręcił głową w wyrazie oburzenia
Nieco mniej zgrabnie niż z biletem poszło Urithowi wyciąganie legitymacji, gdy Erif tylko pokazał ją za przezroczystą osłonką portfela na dokumenty. Zaraz po tym jak dość wysoki mężczyzna z krótkimi włosami poszedł dalej, to dwaj chłopcy zaczęli go obgadywać chowając bilety i, w przypadku Urith'a, legitymację.

- Nawet pospać nie można - powiedział Erif - Pił coś? Czy jakiś nowy?
- Chyba i jedno, i drugie - odpowiedział Urith patrząc w ślad za konduktorem, który wyszedł z przedziału. Westchnął, po czym znów spojrzał na kolegę ze szkoły.

Chodzili do innych klas. Z racji tego, że Urith był o rok starszy od Erif'a chodził do klasy drugiej, gdy ten do pierwszej. Teraz zaś był na półmetku do klasy trzeciej. Ostatnio jego dywiza brzmiała: "Oby zdać".

Nagle, niespodziewanie, Erif powiedział: "No, kocham pociągi!". Do przedziału weszły jakieś dwie kobiety, mimo że pogoda wcale nie sprzyjała, to nie przeszkadzało im, żeby wyostrzyć swoje piękno.
Rozsiadły się na siedzeniach obok Erif'a i Urith'a, po czym, czując jak tu ciepło, ściągły płaszcze. Wtedy co po niektórzy, dokładnie Urith i Erif, wbili wzrok w nieco bardziej kobiece, niż męskie narządy tych pań.

Po chwili Urith wyjrzał za okno, po swojej stronie, nie tak jak Erif w pretekście po stronie tych urodziwych dam. Uśmiechnął się lekko i patrząc na mijaną za oknem przyrodę kompletnie odizolował się na moment od świata zewnętrznego.

Znów do szkoły... Tyle godzin nauki, aż mi się nie dobrze robi... I to nie dlatego, że nie lubię się uczyć. Przecież lubię, ale po co aż tyle zadań domowych i wogóle - myślał, gdy zobaczył jak pociąg przejeżdża mostem nad rzeczką, której nazwy nawet nie znał. Westchnął i znów pogrążył się w myślach.
Nie no... Głowa mnie boli już od rana... Na szczęście pamiętam chociaż co mi się śniło, oj, a takie sny uwielbiam. Fabuła i wogóle... Kto by pomyślał, żebym z karabinem snajperskim mógł być w oddziałach specjalnych... Przez ten ból głowy nawet chyba myśleć nie mogę normalnie, fuck...

- Urith - usłyszał chłopak nagle głos z zewnątrz, rozbrzmiewał on w jego uszach przez moment odbijając się szerokim echem. Dopiero po chwili do niego dotarło, że to Erif - Urith!

Erif stał obok rudowłosego chłopaka śmiejąc się z niego. Głową wskazał za okno, wtedy Urith zorientował się, że wjeżdżają na stację. Sam się zaśmiał, gdyż takie zawieszenia zazwyczaj mu się nie zdażają.
Rozciągnął się i wstał, po czym założył plecak i podszedł do drzwi wyjściowych.

- Fajne - powiedział Erif patrząc na panie, które niedawno powiedział
- No, gust chyba mamy podobny - odpowiedział uśmiechając się Urith, a jednocześnie kątem oka zerkając na wdzięki pań - Ehhhh, jak mi się nie chce iść do szkoły...
- To nie idź - odpowiedział szybko Erif - Prosto, nie chcesz: nie idziesz i już...
- A co innego mam do roboty? - zapytał jakby retorycznie Urith - Nic, to chociaż się nie będe nudzić... No dobra, będe się nudzić, bo nie mam prawie żadnej ciekawej lekcji.

Pociąg zaczął zwalniać, gdy między przedziałami, obok drzwi wyjściowych z pociągu, znalazły się jeszcze trzy osoby. Jakiś rówieśnik Urith'a i dwie, szacunkowo czterdziesto letnie kobiety, które rozmawiały o czymś, jednak nikt nie miał zamiaru ich podsłuchiwać. Niedużo czasu minęło zanim pociąg się zatrzymał, a automatyczne drzwi otwarły się. Wtedy Urith wyskoczył, a za nim Erif, nie patrząc na schody.

- Zimno... - zauważył Erif po przejściu kilku kroków, gdy spojrzał w niebo odpowiedziały mu jedynie chmury. I mimo, że szukał choć jednego promienia słonecznego na niebie, to nie znalazł nic
- Troszkę - potwierdził Urith nie zwracając uwagi na temperaturę. Przez moment jego ciało trząsło się z zimna, po czym nagle przestało, jakby mu rozkazał.

Jak sobie wyobrażę - myślał Urith - że jest mi ciepło i siedzę na plaży, owiany promieniami słonecznymi, to od razu robi mi się cieplej... Hmmm, faktycznie, chłód dobrze wpływa na szare komórki, od razu mniej głowa boli i lepiej się myśli!

- Ta, jasne, troszkę... Jak tak ci ciepło, to daj kurtkę! - powiedział Erif do kolegi
- Nie chce być chory - odpowiedział Urith - A tak, to bym wytrzymał. Zimno mi tylko w palce u nóg.

Obaj koledzy powoli szli wzdłóż peronu. Zbliżali się do tunelu, który musieli przejść, żeby dostać się na miasto. Później jeszcze kilka minut piechty i są w szkole, jednak nie mieli zamiaru myśleć o szkole w najmniejszym stopniu. Szli w jej stronie automatycznie, odruchowo.

- Kurcze, o której dzisiaj kończysz? - zapytał Erif chuchając, gdy powietrze z jego ust odrużniało się od otoczenia, bo faktycznie, temperatura jednego stopnia celsiusa wcale nie należała do najgorętszych.
- Chyba o 15:20, a co? - zapytał Urith beznamiętnie
- Nic, chyba kończę o tej samej, możemy wpaść wtedy na miasto, co? - zapytał Erif
- Taa... - odpowiedział Urith gdy w jego głowie zaczęło wszystko wirować.

Nie był to pierwszy raz. Rozglądał się w prawo i lewo, nieco zwalniając, gdy kręciło się mu w głowie. Miał ochotę krzyknąć ze strachu, jednak chamował się. Za pierwszym razem było gorzej, później coraz lżej. Gdyby pamiętał swoje wszystkie sny o przyszłości, które nazywał proroczymi, to miałby łatwiej. Ale przypominał sobie dopiero treść danego snu gdy działo się coś naprawdę.

Lekko popchnął Erifa, a ten uderzył o ścianę tunelu, wydając z siebie cichy jęk bólu. Gdy już chciał nieźle sponiewierać Urith'a, to zobaczył jak dokładnie w miejscu, w którym przed chwilą stał przejeżdża rowerzysta, a drugi obok Urith'a. Po chwili zastanowienia powiedział "Dzięki" z pełnym wyrazem zdziwienia na twarzy. Obaj rowerzyści naprawde szybko jechali, więc raczej nie wymanewrowaliby, aby uniknąć zderzenia.

- Co masz pierwsze? - zapytał Urith przerywając tą okropną ciszę
- "Okno", a później geografię - odpowiedział Erif
- Oooo, współczuję... Geo mamy nie za fajne, wogóle nie chce mi się tego uczyć - powiedział Urith
- Nom... - potwierdził Erif, gdy wyszedł na świerze powietrze, pokonując ostatnie stopnie schodów prowadzących na zewnątrz z tunelu.

Urith potknął się i gdyby lekko nie odepchnął się od Erif'a, to nieźle przygrzmociłby w beton. Chociaż słowo "odepchnął" nie bardzo jest na miejscu, bo jedynie lekko go dotknął, przez co był w stanie odzyskać równowagę.
- Kaleka - skomentował całe wydarzenie Erif śmiejąc się
- Ehhh, poszedłbym teraz spać... - nagle zmienił temat Urith, myśląc o swoim wygodnym łóżeczku - Albo zagrałbym sobie na kompie.
- No, właśnie, kiedy zagramy w tego Thunder Clush'a na multi? - zapytał Erif
- Może dzisiaj, albo jutro. Zgadamy się przez MM, tylko do mnie napisz - odpowiedział Urith przypominając sobię grę, o której mówił jego kolega.
Była to gra akcji połączona ze strzelanką. Bardzo ciekawy mod dla jednego gracza i wprost wspaniały dla wielu graczy, w których było tak wiele opcji. Np.: Gdy podeszło się niepostrzeżenie do przeciwnika, to można było skręcić mu kark i się za niego przebrać...
[Adnotacja: Taka gra nie istnieje, nazwa i treść zostały wymyślone przez autora fanficka]. I tylko dlatego, że miała w sobie tak wiele opcji uznana została za grę na tyle brutalną, iż gracze poniżej 18 roku życia nie mogli w nią grać. Ale jak zwykle niewiele osób zwracało uwagę na taką rzecz. Czasami, co naprawde dziwiło, w tą gre nocami zarywały dzieci poniżej czternastego roku życia, a potem w szkole chwalili się swoimi osiągnięciami, ile to ludzi zarżnęli, ile kobiet zgwałcili i jak wieszali dzieci w toalecie...

Zdecydowanie rynek gier jest coraz bardziej brutalny - pomyślał Urith. Każdy o tym wiedział, a jednak decydowali się na to by tą grę kupić? Dlaczego? Nikt nigdy nie wiedział, ale dziwnym trafem ta gra była na półce niemalże w kazdym domu.

- Dobra, widzimy się po lekcjach, narazie! - powiedział Urith patrząc w stronę kolegi, po czym poszedł do jakiś osób, najwyraźniej kolegów z klasy i zaczął z nimi rozmawiać.

Erif stawiając powoli kroki spojrzał na dosyć masywny budynek w którym znajdowała się szkoła. Nie chciał dzisiaj wstępować w jej progi. Tyle dzisiaj miał zajęć, które wolałby odpuścić... Ale jednak poszedł.

[center] *** [/center]

Erif wszedł do szatni, gdzie zostawił swoją kurtkę w szafce, do której miał klucz. Gdy już miał odchodzić zobaczył coś dziwnego, co przykuło jego uwagę. Drzwiczki którejś z szafek były uchylone, a z wewnątrz wystawał dziwny kawałek ubrania, a pod spodem było trochę szkarłatnej mazi. Wiedział, że to nie katchup, był pewien, że to krew.
Lekko, niepewnie, popchnął drzwi szafeczki, a z niej wypadła zakrwawiona koszula. Wylało się też nieco krwi. Erif był naprawdę zdziwiony, nigdy czegoś takiego nie widział...
Dopiero teraz, choć z niechęcią doszczegł więcej istotnych rzeczy. W zakrwawioną koszulę owinięty był nóż, choć bardzo niedbale. To jednak mniej przykuło jego uwagę niż numer na szafce. Numer 384...

W jego głowie pokazało się wspomnienie z przeszłości. Gdy przechodził z Urithem przez próg szkoły, a nastepnie podeszli do szafek w szatni. Numer szafki Erifa był równy 376. Mimo, że w szkole był zaledwie ósmy dzień, to już zapamiętał ten numer. Wtedy obrócił się nieco w prawo i zobaczył kilka miejsc dalej Urith'a. I numer na jego szafce, numer 384.

Zwrot "O wilku mowa" byłby jak najbardziej na miejscu, gdyż Urith akurat podszedł do swojej szafki i ze zdziwieniem zaczął przyglądać się koszuli i ostrzu, które było w środku. Spojrzał do wnętrza swojej szafki i zobaczył jakieś dziwne zdjęcia. Były porozrzucane na całą długość szafki i w dużej części zakrwawione.
Urith jakby nie dowierzając spojrzał dokładnie na numer schowka, a następnie przyglądał się sąsiadującym schowkom.

Wokół zakrwawionej koszuli zaczęło robić się zamieszanie. Coraz to więcej osób się jej przyglądało, zachowując jednocześnie dystans od Urith'a. Słyszał szapty na swój temat.
- On nie żyje - usłyszał gdzieś za sobą
Natychmiast rzucił głową szukając tego, kto to powiedział. Zobaczył tylko wpatrujących się w niego gapiów, a raczej uczniów. Przez to grono powoli przedzierał się nauczyciel. Była to dosyć wysoka kobieta, w raszej podeszłym wieku. Jednak stawiała opór czasowi, widać było to wyraźnie, bo mimo, że każdy wiedział o jej wysokim wieku, wyglądała jakby była niemalże o połowę młodsza.
Pani profesor Arez uczyła w szkole języka polskiego, była też nauczycielką młodego mężczyzny, który właśnie patrzył w jej stronę oczyma chcącymi powiedzieć "Lepiej, żeby pani tego nie widziała".
Było juz za późno. Polonistka podeszła i spojrzała na kałużę krwi, potem na nóż i koszulę, a na samym końcu na Urith'a.
- Urith, co to jest? - zapytała jakby niewiedziała co mówi
- Krew - zaczął chłopak - Zakrwawiona koszula i nóż...
- Co ty zrobiłeś? Skąd to jest? Czyje? - szybko zapytała pani profesor
- Chciałbym wiedzieć, ale jak przyszedłem to już to było - powiedział Urith - Ktoś zapaskudził mi szafkę, mogę dostać nowy numer?
- Do gabinetu dyrektora - powiedziała pani Arez, czekając na reakcję chłopaka, który westchnął i zaczął iść w stronę gabinetu.
To było niesamowite, tłum gapiów, przez który ledwie przebiła się pani profesor nagle rozstąpił się przed chłopakiem. Na moment pani Arez powiedziała coś innemu profesorowi, który podszedł bliżej szafki i utrzymywał wszystkich z dala od niej.
Gdy Urith i pani Arez oddalili się nieco zaczęli cicho, bez odwracania głowy i wzroku rozmawiać.
- Nie obracaj głowy, oficjalnie ta rozmowa nie miała miejsca - powiedziała pani profesor - Nie wiem skąd to się tam wzięło, ale ty tego nie zrobiłeś, prawda?
- Skąd pani wie? - zapytał chłopak szczerze zdziwiony. Myślał, że jest głównym podejrzanym niewiadomo jakiego przestępstwa.
- Twoja reakcja wskazywała na to, że jesteś psychopatą. Mówiłeś kompletnie bez żadnych emocji o tym co się tam działo.
No i co to ma do rzeczy? - zdziwił się Urith - To chyba jest niekorzyść!
- Ale jedno tam nie pasuje - ciągła kobieta - Ty nie jesteś psychopatą i tu jest problem. Dlaczego byłeś taki opanowany?
- Nie będe przecież panikował na widok krwi, noża, czy koszuli. Jeżeli pani zauważyła, to...
- To co? Mów, wszystko zostanie między nami
Ta, jasne... - podsumował w myślach Urith - Co najwyżej między nami zostanie to, że ta rozmowa nie miała miejsca. A resztę zaraz pani profesor wypepla... No i uważany za psychola, jak powiem, że słyszałem głos...
- W szufladzie były też jakieś zdjęcia, kilka z nich przedstawiało mnie... Zaczynam się bać.

Słowa te powiedział tak twardo, że pani profesor, która kiedyś próbowała swych sił jako psycholog, nie miała pojęcia czy Urith kłamie. Wszystko powiedział twardo, powoli i beznamiętnie. Nie było w tym ani jednego zaakcentowanego słowa, choć wcześniej niemalże każde słowo chłopaka było wyraźnie podkreślone akcentem.

- W gabinecie porozmawiasz z dyrektorem, później zapewne przyjedzie policja i będzie cie u różne rzeczy wypytywać - powiedziała oczywiste rzeczy pani Arez
- Wezmą mnie na sekretariat i zamknął? - zapytał Urith lekko odchylając głowę - Mama będzie się martwić, a ojciec mnie później... Napewno nie pochwali...
W tej wymowie już było widać znaczące akcenty Urith'a, które bez wątpliwości przekazały wszystko co miały przekazać.
On chyba jednak naprawdę się boi - pomyślała idąc kobieta, gdy spojrzała na moment na jego twarz. Jego usta niemalże otwierały się co chwilę, jednak nie wydobywały się z nich słowa. - Musi być w szoku i nie wie co zrobić.

- Wchodzimy, od razu, bez pukania - powiedziała pani Arez

[center] *** [/center]

- Słyszeliście? - zapytał Lay, kolega z klasy Urith'a - Podobno Urith kogoś zabił!
- Ta, wczoraj strzelił headshot'a Mirkowi - zażartował długowłosy brunet o niebieskich oczach - I to jak! Nawet...
- Nie! - zawołał Lay - Słuchaj Wiktor, w jego szafce była zakrwawiona koszula, nóż... On kogoś podobno zabił!
- Serio? - zdziwił się Wiktor - Więc nie będzie go dzisiaj na lekcjach? Przyszedł do szkoły?
- No tak i... - chciał powiedzieć coś Lay, jednak przerwał mu krzyk kolegi z klasy
- Hej!Słyszeliście, Urithowi ktoś wpieprzył zakrwawioną koszulę do szafki! - zawołał przybiegając niezbyt wysoki chłopak, Piotrek. Był dosyć zdyszany po wbiegnięciu na drugie piętro
- Ktoś z was kłamie? - zdziwił się Wiktor - Jeden mówi, że on kogoś zabił, drugi, że go wrabiają... Powiedzcie co wiecie na pewno.
- Ja... ehe.... - zaczął Piotrek poprzedzając swą wypowiedź kilkoma wdechami i wydechami powietrza, powoli się uspokajając - widziałem jak z jego szafki wypadła zakrwawiona koszula, która owijała nóż.
- A ty, Lay? - zapytał Wiktor - Co widziałeś?
- No... To samo - odpowiedział chłopak
- I myślisz, że on kogoś zarżnął tym nożem? - zapytał Wiktor - Ładny z ciebie kolega... Przecież pamiętasz, co ostatnio zrobił? Czy nie?

Lay natychmiast sobie przypomniał o co chodzi. Zapatrzył się na coś, sam nie wie o czym myślał, ale wszedłby prosto pod rozpędzony samochód marki Honda. Nagle poczuł jak ktoś ciągnie go do tyłu. "Życie ci nie miłe?" - zapytał Urith obracając Lay'a w swoją stronę. "Dzięki... Zapatrzałem się, dzięki Urith!".

Chłopak nieco się zaczerwienił, po czym przestał się odzywać. Stał tylko i słuchał co do powiedzenia mają inni, nie chcąc palnąć czegoś głupiego.
- Gdzie on teraz jest? - zapytał Wiktor - Do dyrka poszedł?
- Tak, cholera... To nie on, no nie? - zapytał nieco niepewnie Piotrek
- Też tak myślę.

Nagle rozległ się dzwonek na lekcje. Wszyscy trzej podnieśli swoje plecaki z podłogi, po czym weszli do sali wraz z resztą zbierającej się klasy. Temat zakrwawionej koszuli stał się głównym tematem rozmów w całej szkole. I plotki rosły.
Najciekawsze były te mówiące o tym, że Urith kogoś zabił. Tutaj niektórzy prześcignęli innych w wymyślaniu. Ktoś powiedział, że to była koszula damska i zabił jakąś dziewczynę, zaraz po tym jak ją zgwałcił. Ktoś inny powiedział, że to koszula chłopaka z którym zdradzała go dziewczyna. Nawet ktoś powiedział, że to koszula profesora od wychowania fizycznego, który ostatnio nie pokazywał się w szkole!

Jednak najdokładniejszy i najprawdopodobniejszy pogląd na sprawę postawił Wiktor. Chłopak który oglądał dosyć dużo filmów kryminalnych mógł właśnie dojść do tego co się stało, jednak brakowało mu faktów.

I tak przesiedział cały język niemiecki. Siedział i myślał o tym co mogło się stać, jednocześnie gdy wszyscy, włącznie ze zdziwionym nauczycielem od niemieckiego, profesorem Aurora, rozmawiali właśnie o tym zdarzeniu.

Załóżmy, że Urith kogoś zabił. Po co? Dla kasy? Nie, jego nie interesuje kasa. W nerwach? Widziałem jego szał i nerwy, to nie możliwe. Za szybko wyładowuje emocje. I nie używa noży, woli bić się na pięści - myślał Wiktor wsłuchując się w komentarze na lekcji dotyczące tej samej sprawy - By się pokazać? On miał gdzieś swoją famę, a ta by mogła tylko na tym ucierpieć. Poza tym zostawić taką rzecz w szafce szkolnej? Nie no, on może był czasami głupi, ale jeżeli chodzi o planowanie i wykonanie to szło mu dosyć nieźle... Wychodzi na to, że ktoś go chce wrobić. Tylko kto? I dlaczego?

- Dobra, może porzućmy temat - zaproponował profesor Aurora - Chyba, że ktoś powie mi to po niemiecku.
Co po niektórzy cicho klęli pod nosem, inni zajęczeli. Nie chcieli mieć tej lekcji niemieckiego, bo dzisiaj Aurora miał odpytywać.
- I nie zapomniałem o odpytywaniu - powiedział profesor kompletnie niszcząc nadzieje uczniów na to, że udało im się z tym odpytywaniem - Po prostu przenieśmy to na następną lekcje, dobra?
Klasa jednogłośnie powiedziała "Tak!", a potem podziękowała.
- A może jest ktoś chętny do odpowiedzi? - zapytał nauczyciel
- Panie profesorze, może ja mógłbym odpowiadać? - zapytał Lay podnosząc ręke
- Proszę bardzo, więc... Jak powiesz "Wstaje o ósmej"? - zapytał mężczyzna myślami będąc daleko.
Urith, tak? - zastanawiał się - To ten rudowłosy chłopak, który często zadaje głupie pytania. Wróć, nie ma głupich pytań. Ale czy mógłby zrobić coś takiego?
- Ich... Ich stehe um.. acht Uhr an? - zapytał nieco niepewnie Lay
- "Auf" na końcu - powiedział - A jak byłoby...

[center] *** [/center]

Nie wierzę - pomyślał Erif siedząc na krześle, wpatrując się w ścianę na korytarzu - Co jest? On kogoś naprawde zabił, czy jak? Przecież nie wyglądało na to, by mógł kogoś zabić, ostatnio coraz lepiej się mu wiodło... Cholera, nawet dziewczyny zaczynały się nim interesować! Mówił też coś o jakiejś pracy. Jeszcze wczoraj wygłupialiśmy się... Właśnie, on nie mógł tego zrobić! Do domu wrócił o drugiej, wtedy co ja. Pociągi nie jeżdżą wtedy w tą stronę, ani autobusy, ani nic! Przyjechał dopiero ze mną, w innym wypadku nie zdążyłby wrócić do domu i nie byłoby go, jak po niego wpadłem. Ktoś go wrabia... Po szkole będe musiał się z nim zobaczyć!

Wtedy Erif zobaczył jak korytarzem wyprowadzany jest właśnie ten o którym myślał, w obstawie trzech policjantów, z których jeden poszedł w stronę szatni. Urith szedł ze spuszczoną głową.
Kolega wyprowadzanego chciał go zawołać i dodać mu otuchy słowami "Wiem, że to nie ty!", ale tego nie zrobił. Po prostu nie przeszło mu to przez gardło.

[center] *** [/center]

Prowadzony młody mężczyzna rozglądał się na boki, do sąsiednich cel w areszcie. Gdy zwolnił chociaż na chwilę policjant za nim lekko go popychał mówiąc "Dalej". Co jednak nie przeszkodziło dokładniejszym oględzinom aresztu.
Pomieszczenie aresztu znajdowało się jeden poziom pod parterem. Była to sala z wydzielonymi przez kraty celami. Trafiali tu tymczasowo przestępcy, zanim doszło do ich rozprawy w sądzie i nie zostali odesłani do więzień - choć w nieco rzadszych przypadkach - zdarzało się też, że byli puszczani wolno. Urith na szybko policzył ilość cel, było ich łącznie dziesięć, może dwanaście, nie miał czasu by przyjrzeć się dokładniej. Jednak był pewien, że trzy były wolne i właśnie zmierzał do jednej z nich.
Kilka osób przesiadujących właśnie w celach podniosło się i podeszło do krat, szczerząc zęby do prowadzonego chłopaka. Widać, że chcieli z nim o czymś porozmawiać, ale fakt, że był prowadzony przez policjana nieco im przeszkadzał. Dlatego cierpliwie czekali.
Jeden z nich, dosyć wysoki z ciemną karnacją skóry i bardzo krótkimi włosami i brodą usiadł na łóżku i cierpliwie czekał, wbijając wzrok w nowego kolegę z aresztu. Inny chłopak, chyba rówieśnik, spojrzał na niego dziwnym wzrokiem całyczas stojąc przy kratach. Reszta więźniów rozmawiała o czymś, bądź zaimowała się innymi sprawami.
- To tutaj - odezwał się policjant otwierając celę. Dopiero, gdy wprowadził do środka Urith'a, to ściągnął mu kajdanki, a ten w uldze lekko wymasował sobie nadgarstki
- Bez zarzutów mogę być tutaj przechowywany tylko dwadzieścia cztery godziny - zaimponował strażnikowi chłopak obracając się. Mówił pewnie i spokojnie, jakby już nieraz miał do czynienia z taką sytuacją. Miał nieraz, w książkach i na filmach, ale nigdy w rzeczywistości.
- Zostałeś zatrzymany pod zarzutem dokonania morderstwa i dowody wskazują na to, że to ty popełniłeś przestępstwo - powiedział policjant
Słowa stróża prawa przykuły uwagę wszystkich więźniów. Jeżeli nie patrzyli wcześniej w stronę Urith'a, to spojrzeli teraz. W końcu nikt z obecnych w areszcie nie był tutaj z powodu morderstwa. Kradzierze, oszustwa, przekręty, umyślne powodowanie wypadków, to były główne powody aresztowania obecnych więźniów. Dlatego rzekomy "morderca" przykuł ich uwagę i to znacznie. Z ust chłopaka w bliskim Urithowi wieku zniknął uśmiech, a pojawił się na jego twarzy wyraz zdziwienia połączony z lekkim wytrzeszczem oczu. Widać, że był w szoku.
Morderstwo? - pomyślał chłopak patrząc na Urith'a, który był zupełnie opanowany i spokojny - A ja myślałem, że poszedłeś siedzieć tak jak ja, za kradzierz samochodu lub gwałt na kobiecie... Ale morderstwo?
A więc jesteś zabójcą na zlecenie? - mężczyzna o ciemnej karnacji skóry spojrzał z jeszcze większym zaciekawieniem w stronę Urith'a - A może tylko zabiłeś kogoś przypadkowo? Oj, będzie o czym rozmawiać, a myślałem, że będzie to kolejny nudny dzień...
- Do widzenia - powiedział cicho Urith, gdy policjant odchodził, a ten obrócił się z dziwnym przesłaniem we wzroku, który mówił bardzo wyraźnie "Ta, cenzura zasrany morderco".

Urith westchnął, po czym rozejrzał się po swojej celi. Jedno łóżko, jeden koc, jeden materac, jedna poduszka, jedno okno z kratami, bardzo solidnymi, a oprócz tego ściana i pręty odgradzające go od reszty więźniów, jak i od holu wyjściowego.
Skromnie tu - pomyślał siadając na łóżku i ziewając - Nawet telewizora nie mają... Ciekawe, czy w telewizji mówią już o tym, co rzekomo zrobiłem? A może już uczynili ze mnie mordercę? Nawet nie wiem czyja to była krew i koszula... Ale ten napis...
Nastoletni chłopak przypomniał sobie drzwi szafki, w której leżały zaplamione krwią zdjęcia. Przypomniał sobie więcej - to jak zdjęcia się ułożyły, były w kierunku jakby chronologicznym. Nawet widział kilka swoich. A na jednej ze ścianek widniał napis z krwi "Dołącz do nas, albo umrzesz". Gdy tylko go przeczytał zobaczył poniżej jakiś dziwny znak. Było to półkole, przez które w środku przecinały się dwie linie i jeszcze jedna biegła równolegle do górnej lini, która przecinała środek łuku tego półkola.
Najdziwniejsze było to, że po chwili, gdy spojrzał na ten napis ponownie to przeczytał "Zastanów się dobrze, drugiej szansy możesz nie mieć", a pod napisem wciąż widniał ten sam znak. Po chwili znak się rozpłynął, a na ścianie pojawił się napis "DEATH".
To było chyba najdziwniejsze w tym wszystkim. Może to wszystko mi się śni? - pomyślał drapiąc się po głowie - Jakiś koszmar, czy co? Nie, to zbyt rzeczywiste a jednocześnie... Takie dziwne.

- Hej, ty, nowy! - zawołał chłopak w bliskim Uritha wieku. Miał krótkie, na dwa centymetry, włosy i zielone oczy. Urith miał podobne, tylko że wychodząc na zewnątrz zamiast zielonego koloru źrenic był brązowy - Jak się nazywasz?
Urith spojrzał na kryminalistę i zobaczył jego lekki uśmiech na twarzy. Nie był już taki, jaki zobaczył idąc do celi, gdy ten sam osobnik wyszczerzył zęby pokazując pełną gamę pląb w swoich nieco przyżółkłych zębach. Jednak niedaleko było im do białości, zresztą tak jak Urith'a, tyle, że on ostatnio nie chodził do dentysty, bo mu się nie chciało.
- Nie rozmawiam z kryminalistami - odpowiedział Urith walcząc z uczuciem ciekawości, by dowiedzieć się za co siedzi jego kolega z aresztu. Mimo, że było to bardzo silne uczucie, to udało mu się je zwalczyć.
- Ale jakby na to nie patrzeć, sam też jesteś kryminalistą - odezwał się mężczyzna o nieco ciemnej karnacji skóry wstając i podchodząc powoli do prętów. Stał w celi w sąsiednim rzędzie cel, naprzeciw i jedną celę od przytulnego miejsca noclegu Urith'a - Tutaj sami swoi, możesz mówić. Nie wypada pytać bez przedstawienia się. Dariusz Odren.
- Urith - odezwał się chłopak, nie mając najmniejszego zamiaru powiedzieć nazwiska. Wiedział, że wystarczy imię. Narazie - I wybaczcie ale muszę się przespać. I wszystko przemyśleć.

Położył się na plecach i wpatrywał się w sufit, jakby było w nim coś interesującego. Po chwili obrócił się na bok i przykrył się kocem, myśląc o miłej, puchowej kołderce.
Leżąc słyszał szepty. Szepty i rozmowy, niektóre z nich były na jego temat. Zyskał sobie naprawde niezły szacunek samym określeniem policjanta. Może to i dobrze? - pomyślał - Teraz chociaż będę miał spokój, na jakiś czas. Ale kto naprawde popełnił to morderstwo, skoro to nie byłem ja... to kto? I co miały znaczyć te napisy?
Jeszcze wczoraj dobrze się bawiłem z Erifem, a kilka godzin wcześniej z Erią, a wcześniej z Sylwią... Cholera, ale można się stoczyć i to kompletnie bez powodu - westchnął starając się odizolować od świata zewnętrznego, by zasnąć. W końcu nie spał dzisiaj zbyt długo i wciąż czuł się zmęczony, a jego oczy same chciały się zamknąć.
cenzura, jestem naprawde przerażony. Ktoś chce mi złożyć propozycję nie wiadomo czego i grozi mi śmierć. I to wszystko... wydaje się jakieś dziwne. Myśli mi się plątają, jedna z drugą i ten znak ze ścianki, krew. Dobrze, że nikt stąd nie potrafi odczytać jak strasznie jestem zaniepokojony, od zawsze nikt nie potrafił. I dobrze, dosyć już mają inni swoich problemów, przy których moje są rzeczą błachą. Znak. Więzień w celi obok. Ten ciemnoskóry więzień z naprzeciwka. Małe zakratowane okienko, za którym słychać ciche biadolenie psów, zapewne policyjnych. Dosyć chłodno, jednak nie zimno. Strach. Ulga? Brak spokoju i ulgi. Nóż, więzień obok, prosty. Chce stąd uciec. Ten facet naprzeciwko najwyraźniej siedzi w areszcie tylko z własnej woli, pewnie chowa się przed kolegami z gangu. Tamci grają w karty, gdzie stawką są narkotyki i alkohol.

Nie miał pojęcia kiedy to wszystko zobaczył, kiedy to wpadło mu do głowy. Naturalną koleją rzeczy, gdy tylko na moment się uspokoił, wszystko przyszło nagle. Widział to wszystko, jednak jeszcze tego nie pojął, aż do teraz.
Przyjdzie mi tu spędzić parę długich godzin. I narazie jestem bezpieczny, nóż nie jest skierowany w moją stronę, gang nie zamierza napadać na areszt by zemścić się na swoim koledze, ani nie wpadną strażnicy zabierając alkohol i narkotyki, a następnie przeszukując wszystkich dokładnie. I nikt nie wpakuje mi nic do mojego tyłka. Narazie, więc lepiej teraz się przespać, a później pomyśleć co będzie dalej. Może sen pokaże mi co przyniesie przyszłość... Chociaż kogo ty okłamujesz, dobrze wiesz, że nigdy nie pamiętasz swoich snów proroczych, aż do momentu, gdy zdarzenie ma miejsce. I wtedy masz tylko jedną szansę, jednak mimo, że wiesz co się stanie, to twoja reakcja jest wolniejsza i...

Zasnął, gdy życie płynęło w tym areszcie odizolowanym od zewnątrz - tylko częściowo odizolowanym, w końcu ten alkohol i narkotyki nie brały się z nikąd.
Obrazek

Obrazek
Dołącz do gry! Naruto-Arena.com

Obrazek

http://www.daegurth.blog.onet.pl

Słowo "siła" ma wiele znaczeń.
Awatar użytkownika
Dae
Zasłużony
Posty: 1200
Rejestracja: śr gru 22, 2004 1:26 pm
Lokalizacja: Bukowno

[2][Sen]

Post autor: Dae »

[center][2][Sen][/center]

Z kataną w ręku, bronią naprawdę godną władania, piękną, ostrą i niezwyczajnie zwyczajną, szedł prosto. Widział to, czuł to. Wszystko czuł, jak zwykle w takich chwilach. Każdy szczegół wydawał się ważny. Ktoś za nim, nagle ktoś przed nim. Uchylił się na bok, gdy nagle poczuł, że ktoś odcina mu głowę. Znał go, ostatni raz spojrzał na jego twarz, zanim zbudził się z krzykiem. Krzykiem tak okropnym, tak pełnym bólu.

[center] *** [/center]

Okropny krzyk przeraził wszystkich z aresztu. Byli jeszcze bardziej zdziwieni, gdy zobaczyli jak nowy więzień, Urith, podskoczył zrzucając z siebie koc, a następnie potężnie uderzył plecami w ścianę. Chwilę po tym obrócił się dwa razy nadal krzycząc, po czym złapał się za szyję i zaczął macać po całej rozciągłości. Miał na niej głowę, powoli jego oddech wracał do normalności, choć jeszcze przez moment czuł ból na szyi. Po chwili i on znikł.
- Świr - wyłapały słowa jego czujne uszy. Ktoś z innej celi widocznie już go ocenił

- Hej, wszystko w porządku? - zapytał kolega w sąsiadującej celi, myśląc, że ukryty w bucie nóż jest niewidoczny. Może i byłby, gdyby ktoś wcześniej o nim nie wiedział. Ale Urith go zobaczył, przypadkiem, ale jednak.
- Słuchaj - powiedział Urith, po czym bardzo zniżył ton głosu - Ten nóż schowaj przy nadgarstku, masz tutaj rzemyk, tak się składa, że mam przy sobie jeden. Przywiąż nim nóż do nadgarstka, nikt go nie zobaczy, chyba, że coś spieprzysz. W bucie jest jednak bardziej niebezpiecznie i trudniej użyć w potrzebie.

Osłupiały chłopak wziął rzemyk, ale jeszcze przez kilka chwil patrzył zdziwiony na Urith'a. Dokładnie wiedział gdzie ma nóż, gdy jeszcze nikt inny nie zdążył tego zobaczyć. Albo mu tego nie mówili. Szybko schował rzemyk do kieszeni kiwając głową w podziękowaniu.
- Aha i odnośnie tego co zrobiłem... - powiedział - Przepraszam, nie chciałem was wystraszyć, ale sam byłem nie mniej przerażony, wiesz śniło mi się, że ktoś mnie zaszlachtował...
- I dlatego cie tak rzuciło? Ładnie stary, ty chyba powinieneś się leczyć! - powiedział więzień uśmiechając się lekko, dopiero po chwili zauważył, że ten uśmiech jest nie na miejscu i natychmiast przestał denerwować nowego kolegę.
- Słuchaj - odezwał się młody, rudy chłopak podchodząc tak, by lepiej go słyszał jego towarzysz niedoli - Czy śniło ci się kiedyś, że ktoś odcina ci głowę? Pewnie tak, to się zdarza. Ale ja, cholera jasna, czułem ten ból i strach. Więc nie mów, że powinienem się leczyć. To nie ja chcę uciec, choć strażnicy mają broń. Jeden strzał i koniec. Tu jest dwóch, na zewnątrz trze...

Nagle przerwał. Zorientował się, że za dużo gada. O wiele za dużo. Ach ta jego niewyparzona gęba, wiedział, że pociągnie to za sobą konsekwencje.

- Tutaj dwóch, a następnie trzech? Coś jeszcze? - zapytał zainteresowany - Jak sobie przypominam, nie przedstawiłem się... Partnerze. Maciek.

Podali sobie dłonie, Urith nie narzekał na uściski, w końcu AIDS'em lub HIV'em się od tego nie zarazi, więc co za problem?

- Słuchaj, nie uciekaj, nie opłaca się - odezwał się Urith - Za co wogóle siedzisz?
- Kradzież... Włamanie... I kilka innych podobnych, ale morderstwo... Jesteś moim mistrzem - wyszczerzył zęby tak, że Urith znów zobaczył te plomby
- Jeżeli powiem, że jedynym przestępstwem jakie zrobiłem, było kilka bijatyk i ściąganie w szkole: uwierzysz? - zapytał niepewien
- Ta, a ja tylko podrywałem dziewczynki... Nie okłamujmy się, ty zrobiłeś swoje, a ja swoje i tu jesteśmy

Nie mogę mu powiedzieć całej prawdy. Ma we mnie autorytet, w ten sposób mogę stać się kimś więcej niż uczniem. Dla niego będe mistrzem, kryminalistą number one. Dlatego lepiej narazie, żeby nie dowiedział się prawdy. I tak by nie uwierzył, nie to, co ten koleś z gangu. Skąd ja wogóle wiem, że z gangu? Może z mafii, może z jakiejś bandy... Co mnie naszło z tym "gangiem"!?! Odbija mi! A ta katana... Czułem się tak dobrze, mając ją w ręce, było to dokładnie tak jak sobie wyobrażałem... Jak sięgam pamięcią nigdy nie miałem tego typu ostrza w ręce i żałuję, ale poczułem tą więź między bronią, a mną. I nie zapomnę. Przynajmniej przez kolejne pół godziny, to jest czas po którym zapominam o czym śniłem, gdy to nie był sen z serii "zapadających w pamięć".
Zresztą to jest bardzo dziwne. Kto by chciał zrobić mi taki kawał, żeby wsadzić mnie do paki? A może ktoś naprawdę chce mnie do czegoś zmusić... W końcu ten napis na ścianie...

[center] *** [/center]

- No nie! - zawołał Rauko, brat Urith'a - Serio!?!
- Sam w to jeszcze nie do końca wierzę... - powiedział Erif - On przecież nikogo nie zabił!
- Nie mógł, był w domu jak tylko wrócił, a wcześniej był gdzieś z tobą, no nie? - zapytał Rauko - Zresztą, gdzie go zabrali?

Erif nie miał bladego pojęcia gdzie go zabrali. Przecież nie śledził radiowozu policyjnego. Zasugerował jednak jakiś areszt i oczywiście się nie mylił. Może nie błyszczał zawsze rozumem, ale jego instynkt w połączeniu z prostotą myślenia zazwyczaj okazywał się bardzo przydatny.

[center] ***[/center]

W ciemnym pokoju, dosyć dużym, pełnym wolnej przestrzeni, było kilka osób. Ciężko było je dojrzeć, jednak byli pewni, że i tak nikt ich nie podsłuchuje. Ich siedziba była dobrze strzeżona, ciężko byłoby znaleźć kogoś, kto dostałby się do jej wnętrza niezauwazony. Tym bardziej wyszedł z niej bez szwanku, w końcu nie na darmo Torya była nazywana w okolicy "niezdobytą". Nikt nigdy nie przedostał się nawet przez jej pierwsze mury, a cały kompleks miał ich ponad siedem - siedem szerokich warstw murów, a oprócz tego wieże obronne. A wszystko pokryte mrocznymi chmurami, które niemalże nie przepuszczały światła. Rzucały go na tyle, żeby powstały niewielkie cienie ogromnych budynków.
- Jak z werbunkiem? - zapytał dosyć wysoki i potężnie zbudowany mężczyzna. Miał na sobie pokryte blachą spodnie przytrzymywane pasem do bioder. Oprócz tego naramienniki. Na jego torsie widniały chyba wszystkie męskie mięśnie, z czego większość nosiła już ślady naderwania i zniszczenia - blizny.
- Zapowiedzieliśmy się czterem osobom - odezwał się mężczyzna, zupełna odwrotność potężnie zbudowanego. Niski, o wątłej sylwetce ze sztyletem u pasa i pistoletem ręsznym przypiętym do kieszeni wszytej w rękaw.
- Warci są wstąpienia w szeregi? - zapytał wstając mężczyzna. Jeżeli wcześniej wydawało się komuś, że był on wysoki, to teraz musiał go nazwać kolosem. Miał niemalże dwa i pół metra, gdy siedział możnaby przysiądz, że stoi, bo miał metr i około siedemdziesiąt centymetrów.
- Dwóch z nich już przyjęło propozycję - powiedział zgłaszając raport - Jeden się zastanawia, a ostatni nie przyjął, więc się go pozbyliśmy. Shiroi mogliby go przeciągnąć na swoją stronę.

Bardzo dobrze - pomyślał potężnie zbudowany mężczyzna podchodząc do okna, wtedy na jego twarzy można było zobaczyć dziwny uśmiech - Jeszcze trochę i zdobędziemy wszystko co nam potrzebne do ustanowienia nowego porządku w obu światach.

- Mistrzu Deri - odezwał się mężczyzna o wątłej sylwetce - Czy mamy zlikwidować tego, który jeszcze się zastanawia?
- A dlaczego niby? - zapytał potężnie zbudowany
- Shiroi już szykuje się, żeby go zwerbować. Nasi szpiedzy mówią o jakimś wyjątkowym darze, ale nic nie jest pewne. Shiroi bredzi i kłamie.
- Nie. Nie zabijajmy go. Nie damy im tej przyjemności, niech przyjdzie do nas. Zobaczymy co takiego w nim wyjątkowego.
- Tak, panie...

[center] *** [/center]

Śniadanie, tak? - zapytał się w myślach Urith biorąc do ręki parę kromek chleba z jakąś niezbyt drogą szynką - Przynajmniej żarcie nie jest tutaj aż takie tragiczne, wole jednak obiadki mamusi...
- Hej, Urith - zawołał Maciek - Pokaż jakiś ciekawy chwyt lub coś, w końcu to ty jesteś mordercą!

No nie, ten myśli, że ja naprawde zabiłem kogoś i jeszcze podnosi mnie do rangi co najmniej łowcy głów... Odbiło mu, czy jak? Znowu jeżeli nic nie zrobię to zyskam respektu, a mogę też go wystraszyć i zamknie jadaczke... Wolę tą drugą opcję.
Na twarzy rudowłosego chłopaka pojawił się niewielki uśmiech, wyjątkowo stanowczy i nieco szyderczy. Wyciągnął z kieszeni portfel, a z niego pięcio-groszówkę.
Zawsze fascynowały go sztuki walki i sztuczki. Teraz mógł się jedną z nich popisać. Podniósł prawą ręke i obracał w niej monetę między palcami. Robił to dosyć wolno, ale pewnie.
- Ała, aż boli... - odezwał się Maciek, gdy obok jego głowy z niesamowitym świstem przeleciała moneta nacisnając nieco ścianę, w którą wbiła się do jednej-czwartej długości. Gdy otworzył oczy na jego twarzy pojawił się wyraz zdziwienia... A po chwili szacunku. I tak jak to Urith przewidział - wreszcie się zamknął.

Ale miało to też swoje złe strony. Ściągnął na siebie uwagę innych aresztowanych. W końcu nie każdy na codzień widuje, jak ktoś wbija monetę w twardą ścianę. Małokto wie, że wystarczy odpowiednio rzucić... I trafić w najbardziej kruche miejsce. Urith wiedział, że gdyby moneta poleciała kilka centymetrów wyżej, to co najwyżej zostawiłaby ślad.

Przemyślenia rudowłosego chłopaka i zdziwienie aresztowanych przerwały kroki jednego ze strażników. Podszedł do celi z Urithem i powiedział: "Wychodź, jesteś wolny".
Początkowo ten nie wiedział co zrobić. Westchnął, po czym wstał i powoli poszedł w stronę wyjścia. Czuł na sobie wzrok wszystkich aresztowanych, dosyć ciężko było mu iść ze sztuczną dumą, ale jakimś sposobem wyszedł tak z aresztu i dostał się do wnętrza komisariatu, gdzie chciał powitać mamę, tatę i brata. Nie spodziewał się innej opcji. Jednak nie zobaczył nigdzie nikogo ze swojej rodziny. Podeszli zaś do niego dwaj mężczyźni i jedna kobieta. Brunet, blondyn i blondynka.

- Przepraszam, Urith Tonoe, prawda? - zapytał dla upewnienia brunet uśmiechając się
- Z kim mam przyjemność?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - powiedział blondyn o włosach na trzy centymetry, różnie porozrzucanych we wszystkie strony. Przez moment Urith chciał go zapytać "Co ty, grzebienia nie masz?", ale się powstrzymał
- Tak, to ja - powiedział chłopak - A teraz możecie odpowiedzieć na moje pytanie?
- Oczywiście - odezwał się blondyn - Ja nazywam się Viser One, mój kolega to Irek Reta, a ta dama nazywa się...
- Anna Kaze - sama przedstawiła się blondynka wpatrując się w rude włosy chłopaka i podziwiając ich kolor
- Macie telefon? - zapytał Urith szybko - Muszę zadzwonić do mamy i powiedzieć co, gdzie i jak...
- Jasne - odezwał się Viser podając swojego Sony Ericsson'a.
Urith szybko odblokował klawiaturę, po czym wpisał numer i nacisnął "zieloną słuchawkę". Kilka sygnałów, a po chwili połączenie nawiązane.

- Tak, słucham? - usłyszał z głośnika telefonu
- Hej mamo, dzwonie, żebyś wiedziała, że nic mi nie jest. Wracam do domu - odezwał się Urith - Jak wrócę, to będę
- Hej, a gdzie...
- Jak wrócę, to będę. Narazie!
Przerwał połączenie i oddał telefon właścicielowi.

- Wielkie dzięki - powiedział czując szczerą ulgę - Więc, chcecie czegoś... Panie Viser?
- Sprawa wygląda tak, że chcemy prosić cię o przysługę - odzpowiedział Viser patrząc Urith'owi w oczy
- Przysługę? - zapytał Urith nieco zdziwiony - To w takim razie zamieniam się w słuch.

Wszyscy trzej spojrzeli na siebie, po czym potaknęli.

- Chodź za nami, tutaj nie można bezpiecznie rozmawiać - odezwał się Viser
- Jaką mam pewność, że nie chcecie mi czegoś zrobić? - zapytał otwarcie Urith. W końcu jeszcze był na komisariacie.
- Zaufaj nam - odezwała się blondynka

Ta jasne... - pomyślał Urith - Pewnie chcą mnie zaciągnąć w jakiś kąt i... Ubić jak dzikiego wieprza, poprzednio okradając ze wszystkiego, co mam. A nie ma przecież tego wiele... Dobra, myśl na poważnie i szybko, człowieku! Czekali na ciebie na komisariacie, w momencie, gdy akurat wychodziłeś... Raczej nie chcą cie okraść, po wyjściu z aresztu nie można być bogatym. No, więc mogą to być ci, którzy mnie wrabiają... Wtedy będzie bardzo niedobrze, mogą chcieć złożyć mi propozycję... Pamiętam wciąż ten napis. Tak, to na pewno oni!

- Wiecie co? - zapytał Urith - Wcale nie jestem pewien, czy się do was dołączać, ale czy mam wybór?
Wszyscy trzej ogłupieli patrząc na siebie całkowicie zdziwieni. Po chwili Irek ocknął się i zapytał "Skąd wiedziałeś?". Wtedy Urith był pewien, że to oni. Ale po co udają kretynów?
- Był tutaj taki duszek i mi powiedział - odezwał się Urith patrząc na ogłupiałą trójkę - Jak zostawiliście mi "wiadomość", to nie myślałem, że okażecie się takimi łajzami...
- Wiadomość? - zdziwił się Irek patrząc na Viser'a - Więc...
Tamten kiwnął głową potakując, a blondynka wyglądała na nieźle przerażoną.
- To nie my - odezwał się Viser - To "oni" zostawili ci wiadomość. Jak chcesz wiedzieć więcej, to chodź z nami. W innym wypadku to "oni" przyjdą po ciebie za niedługo. Niech zgadnę... Zostawili ci pełną krwi wiadomość, która znikła po chwili?
- Tak - odezwał się rudowłosy chłopak, nieco zdezorientowany - A to nie wy?
Poczuł jak po plecach przeszły mu ciarki. Otwarł szeroko oczy naprawde zdziwiony, widząc miny stojących przed sobą osób. Teraz był pewien, że to nie oni zostawili mu tą wiadomość. Zorientował się, że tutaj chodzi o jakąś... grę. Są ci którzy stoją teraz przed nim i ci drudzy, tylko nie miał pojęcia jeszcze o co dokładnie chodzi.
- To nie my - odpowiedziała Anna Kaze - Nie porównuj nas do nich, proszę. My zostawiamy tylko taką kartkę...

Sięgnęła ręką do torebki. Wisiała ona na długim pasku tuż obok spódnicy do kolan. Wyciągnęła z niej jakąś kartkę, którą podała rudowłosemu chłopakowi. Ten wziął ją i dokładnie zaczął przeglądać.
"Shiroi zaprasza" - pisało w nagłówku, a pod spodem dokładniejsze wyjaśnienia - "Jeżeli chcesz, by świat był inny, lepszy, chcesz mniej wojen i rozlewu krwi, to dołącz do nas. Zastanawiaj się ile chcesz, nie spiesz się. Gdy będziesz już pewien, to złóż tą kartkę w kostkę i przyklej na niej znak samoprzylepny, który jest wrzucony do koperty, a następnie wrzuć wszystko w ogień.
Parę kwiatków zdobiło kartkę, a z tyłu leżała druga, z jakimś dziwnym znakiem, składającym się chyba z ponad trzystu nieregularnych, ciągłych i prostych lini.

- Chodzi o to, że... - zaczął Irek, jednak Urith przerwał mu podnosząc ręke nieco do góry
- To nie miejsce do rozmowy, chodźmy...

[center] *** [/center]

- Dostaliśmy jakieś nowe zlecenie? - zapytał się niezbyt wysoki chłopak. Mało kto wiedział, że tak właściwie jest on dorosły, jedynie wygląda jak młodzieniec. Długie blond włosy opadały mu na czarno kostium w fioletowe znaki, ciągnące się od samego dołu, do samej góry stroju, a jednak były takie cieniutkie, że niemal niezauważalne. Na górnej części kostiumu miał nałożone utwardzone części, była to powierzchowna zbroja, która broniła go już wiele razy przed śmiercią. Nie na darmo był nazywany "Nieśmiertelnym", bowiem jeszcze nigdy nie udało się nikomu go uśmiercić. Mimo, że znalazł się w bardzo niemiłej sytuacji już ponad setkę razy, gdy jego życie otarło się o śmierć.

Do niewielkiej sali pełnej różnego rodzaju obrazów na ścianach i porozkładanych w różnych miejscach przedmiotów, takich jak komplet noży, biblioteczka z kilkoma księgami w swoim zbiorze i kilku mieczy oraz włóczni i toporów wszedł chłopak, wyglądający na starszego od blondyna. Jednak pozory mylą. Miał on dziewiętnaście lat i kilka miesięcy, od niedawna dopiero trafił do wyższych sfer Kuroi. Okropnie dopisało mu szczęście, że trafił na takiego partnera, na jakiego trafił. Sam mógł się wiele od niego nauczyć.

- Jakiś chłopak - zaczął mówić dziewiętnastolatek - Wpadł mistrzowi w oko. I wcale nie chodzi tu o jakieś, tfu, zabawy. Podobno ma jakieś zdolności i Shiroi się o niego ubiega, dlatego mamy go przejąć przed nimi.
- A coś innego? - zapytał nieco zdziwiony blondyn, gdy jego kolega o zielonych oczach i bujnej fryzurze w trzech kolorach, czarnym, białym i czerwonym, podszedł nieco bliżej - Pitti, na pewno nie tylko takie nic nie warte zadania zostały w naszym imperium...
- No tak - podsumował chłopak nazwany Pitti - Są jeszcze misje szpiegowcze, czyli standard i testy oraz ciągłe plany infiltracji Yarenami.

Yarenami - pomyślał blondyn przypominając sobie ogromną fortecę, którą tak dawno upatrzyli sobie Kuroi jako własną. Jednak jej strażnicy nie chcą się przyłączyć do ich organizacji, dlatego od dłuższego czasu Kuroi planuje jak przejąć fortecę. - Ogromny kompleks budynków pod ziemią, zawierający tysiące tajemnic i zapewne artefaktów, prastarych przedmiotów, które mogą okazać się bardzo pomocne w dzisiejszych zmaganiach o naprostowanie świata.

- BH? - zapytał Pitti widząc, że chłopak się zamyślił. Wiedział, że "BH" to był tylko przydomek, a ten chłopak naprawde nazywał się Wayron Orset. Nie miał jednak pojęcia dlaczego akurat "BH" i jakoś wolał nie pytać. - Wszystko w porządku?
- Zamyśliłem się - powiedział blondyn lekko trząsąc głową - Więc nie pozostaje nic innego.
Wstał powoli i się rozciągnął, po czym podszedł do ściany i ściągnął z niej jeden z mieczy, po czym przywiązał go do pasa. Był to prosty miecz z nieco wygiętą w stronę ostrza gardą. Ostrze znajdowało się z dwóch stron prostej stali, gdy niespodziewanie przechodziło w rękojeść z gardą.

Ale on jest dziwny - pomyślał Pitti sięgając po swoje dwa średniej długości sztylety, mocno zagięte mniej więcej od połowy długości - Zawsze bierze tylko miecz, nic więcej... A mimo wszystko zdobył sobie tak wiele.
Młody mężczyzna o kolorowych włosach sięgnął po dwa pistolety ręczne i szybko schował je za pasem, a następnie zarzucił na plecy torbę, w której trzymał kilkanaście magazynków z załadowanymi nabojami do jego Moren Death'ów - pistoletów wytworzonych według pomysłu naukowca z Kuroi, Moren'a, który zbadał prawo podwójnego załadowania i zwiększył magazynek na zasadzie "Wymiarowych przekaźników". Działały one w prosty sposób, gdy magazynek się opróżnił, to natychmiast otwierany jest niewielki otwór wymiarowy i zostaje wymieniony z magazynkiem zapasowym. Było to bardzo przydatne, bo dzięki temu broń niemalże nigdy nie musiała być ładowana ręcznie, jednak czasami ta metoda zawodziła i niszczyła pistolety. Były to jednak tak rzadkie przypadkie, że kompletnie zrezygnowano w ręcznego przeładowania.
Oprócz tego w plecaku znalazła się latarka, paczka zwykłych zapałek, trochę masy zrobionej z mąki i jajek zamknięte w pojemniku próżniowym i urządzenie mikrofalowe - niewielki pistolet o bardzo niskim zasięgu wystrzeliwujący promień światła, który był w stanie działać jak kuchenka mikrofalowa. Te ostatnie trzy przydawały się bardzo często, bo pozwalały na przygotowanie jedzenia nawet w biegu. O wodę nie było trudno, nie w Kuroi, gdyż mieli "syntetyzer", wyłapujący wolne cząsteczki wody z powietrza i tłoczący je do pojemnika. W ten sposób w ciągu kilku minut można było uzyskać ćwierć litra, później już szło wolniej.
Byli i tacy, którzy nie zastosowali się do instrukcji i użyli "syntetyzera" w pobliżu zbiornika wodnego. Mimo to wyglądali na zaskoczonych, gdy ten nagle zwariował i eksplodował, często szpecąc nie słuchających instrukcji.

- Najpierw musimy pójść do sklepu - powiedział Pitti przypominając sobie, że nie zamienił baterii plazmowej w swoim systemie barierowym, dołączonym do rękawicy, którą właśnie zakładał na prawą ręke. A system ten był bardzo pomysłowy i przydatny. Wytwarzał on barierę, która nie pozwalała przedostać się obiektom, które poruszają się zbyt szybko. Działała jak pole siłowe z tą różnicą, że wolniej się psuła. Jednak czasem trzeba było zmienić baterie. Raz na pół roku. To cenzura zdecydowanie je za dużo energii, niech ktoś ulepszy system tych barier - pomyślał Pitti.
BH potaknął, ale wtedy Pitti spojrzał na niego bardzo zagniewanym wzrokiem, patrząc jak ten już wychodzi.
- Co jest? - zapytał Wayron Orset - Pitti?
- Nie myślisz chyba, że pójdziemy tam sami? - zapytał Pitti Erudith - Jak już wspomniałem Shiroi ma na niego oko. I o ile się nie mylę będzie tam kilku ludzi z Shiroi, dlatego musimy zabrać kogoś jeszcze do pomocy. Choćby Erena i Yathe.
- Bierz ilu chcesz i kogo chcesz - powiedział wyglądający na młodego chłopaka BH odwracając się do rozmówcy plecami, po czym wyszedł z pokoju - Ale się pospiesz.

Cholera, to że jestem tu nowy, nie znaczy, że można mnie tak ignorować... - pomyślał Pitti patrząc na swoją rękawicę działającą na resztkach energii - BH, kiedyś zobaczysz że jestem wart więcej niż ty. Jesteś nieco przereklamowany. Fakt, nieporównywalnie silny, ale to nie znaczy, że możesz rządzić wszystkimi. Bo jednak są lepsi od ciebie. Choćby mistrz Raven...

[center] *** [/center]

Patrzę na ten monitor i naciskam klawisze odruchowo... A myślami jestem gdzie indziej... O, kolejny "head shot"! - myślał Erif grając w jakąś strzelankę, zapewne wspominanego poprzednio przez niego: Thunder Clush'a, o którym mówił niedawno Urith'owi - Ale co ja mogę?
Świadom był tego co może zrobić w sprawie swojego kolegi. Wiedział, że zwykłe "On nic nie zrobił" nie wystarczy, a był tak samo pewien, że gdyby Urith był o coś oskarżony, to poprosiłby go na świadka. Tylko nie każdy mógłby uwierzyć w jego słowa, bo już teraz, w dniu zbrodni i niesłusznej kary zasłyszał był dziwne opowieści o Urith'u. Że niby diabeł nim kieruje, że jest samym szatanem, że zabija niewiasty i grabi wszystkich. A prawda jest taka, że nigdy nikogo nie okradł. No może z wyjątkiem czasów, gdy jeszcze srał w pieluchy, ale to inna historia, wtedy nie miał pojęcia czym jest kradzież. Wiedział o niej tyle, co o złożoności związków chemicznych dzieciak w pierwszej klasie podstawówki. Nic.

Do pokoju wszedł Honou, nieco starszy brat Erifa. Początkowo jakby nie interesował się jego grą na komputerze, jednak przypadkowo kątem oka zobaczył jak ten gra. I nie grał normalnie, jego rakcja była zwolniona. Widać było, że coś jest nie tak.
- Co jest? - zapytał Honou Patrząc na brata i jednocześnie zbierając kilka jakiś czasopism z biurka
- Nie słyszałeś? - zapytał zdziwiony Erif - Nikt ci nie powiedział?
- O czym? Znowu zarobiłeś kapiszona w szkole? Czy wyrwałeś jakąś laskę?
- Nie, nic z tego - powiedział Erif naciskając klawisz "Escape", a następnie "Rozłącz z serwera" - Kojarzysz Urith'a?
- No, raczej, przecież ćwiczycie razem, no nie? - zapytał niepewny Honou - Tą... Akrobatykę i Martial Arts, amatorsko, tak?
- Ten sam - potwierdził Erif - Dzisiaj w jego szafce w szkole było pełno krwi i koszula, a oprócz tego nóż.
- Zabił kogoś? - na twarzy Honou pojawił się wyraz zaciekawienia - Czy co?
- W tym rzecz, że nie mógł - zaprzeczył Erif patrząc w oczy bratu - Wiesz gdzie wczoraj byłem? I o której wróciłem?
- No, ćwiczyłeś z nim do późna, bo jakieś tam problemy mieliście i skończyliście jakoś o godzinie... Drugiej, tak? - zapytał Honou podchodząc bliżej Erif'a
- Około. I to właśnie problem, nie mógł tak szybko trafić do szkoły i wrócić, żeby nastepnie ze mną pojechać tam spowrotem. Nie zdążyłby.
- A może jechał motocyklem lub samochodem, a nie pociągiem? - zapytał starszy brat Erif'a
- Raczej nie. Może zabrałby się motorem, ale nie ma. A samochodem mu się nie chce... Choć niczego nie mogę być teraz pewien

Honou wstał i się rozciągnął, po czym jeszcze raz zajrzał w notatki, a zaraz potem na czasopisma trzymane w ręku. "Nie martw się" - powiedział po chwili nie odrywając wzroku od notatek - "Prędzej, czy później, wszystko się wyjaśni".

Tak, tylko czy to stanie się przed skazaniem, czy po skazaniu Urith'a? - zadał sobie w myślach pytanie patrząc jak jego starszy brat wychodzi.

[center] *** [/center]

Miejsce uznane za Urith'a przez bezpieczne faktycznie nie wydawało się złe, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo. Choć niektórzy mogliby ławeczki w parku nazwać niebezpiecznymi, jednak o tej porze w parku nie było zbyt wielu ludzi, przez co każdy, kto tutaj wszedł stawał się podejrzany. I jednocześnie wtedy Urith i jego nowi koledzy stawali się bardziej czujni, natychmiastowo zmieniali temat udawając, że wszystko w porządku.
- Więc, powtórzcie wszystko jeszcze raz, powoli - poprosił Urith
- Mogę ja zacząć? - zapytał Irek. Gdy nie słyszał protestów zaczął kontynuować - Wiedz jedno, w każdym razie zostajesz teraz pod protekcją Shiroi. Co symbolizuje trzymany przez ciebie medalion.

Medalionem można było nazwać niewielką tarczę we wszystkich kolorach tęczy, którą obecnie Urith miał zawieszoną na szyi. Nie był to standardowy puklerz, bardziej tarcza "Kani", trójkątna i nieco większa od okrągłego odpowiednika. Znacznie też poręczniejsza, choć tą od medalionu można było conajwyżej obronić się przed nadlatującą osą, a i to było niezmiernie trudne.

- Od dzisiaj nie znać dnia, ni godziny, kiedy Kuroi przyjdzie cię zgładzić lub przejąć w swoje szeregi - kontynuował powoli i bardzo wyraźnie Irek - Kuroi, dla przypomnienia, są to ludzie, którzy chcą zawładnąć nad światem i wprowadzić w nim swój własny, ich zdaniem lepszy, porządek. My jednak nie staramy się dla naszych celów zabijać. I różni nas też setka innych cech. Stąd nasza prośba i zaproszenie. Dołącz do...

Nie zdążył dokończyć. Nagle rozległ się strzał, a Irek padł na ziemię. Panna Kaze popchnęła Urith'a, który potknął się o kamień, jednak nie przewrócił. Viser wyciągnął schowany pistolet i zaczął mierzyć w stronę drzew. Gdy już wymierzył, a trwało to bardzo krótko, to nacisnął za spust. Nastepnie szybko wymierzył w kolejne drzewo i strzelił, a potem w nastepne. Łącznie wydał pięć strzałów - cztery trafne. Słychać to było po krzykach trafianych i sposobie ich wyrażania bólu w bardzo wulgarnych słowach.
Anna Kaze wyciągła zza dekoltu króciutki sztylecik, którym rzuciła gdzieś za siebie. Po chwili wstał Irek, niedawno trafiony w głowę.

Ale jak...? - zdziwił się Urith, który widział nawet wbijającą się w głowę kulę - Przecież to niemożliwe!

Irek szybko machnął rękami, a w nich nagle pojawiła się ogromna halabarda. Bardzo szybko zaczął nią obracać, tak szybko, że Urith słyszał tylko świst. I dźwięk odbicia czegoś stalowego. Bądź ołowianego.
Wszystkie mierzone w stronę Urith'a i członków Shiroi kule upadały na ziemię po zetknięciu się z halabardą Irka. Ten jednak wiedział, że to za mało. O wiele za mało.
- Aniu, byłabyś tak miła i... - zaczął mówić - rzuciłabyś sztyletem na twoją pierwszą trzydzieści cztery?
Młoda kobieta wyciągnęła kilka specyficznych shurikenów zza koszuli, a następnie rzuciła je z całej siły rzuciła je we wskazanym kierunku. Trafiła. Tylko tym razem nie było słychać przekleństw, a nastała cisza - grobowa - rzecz szczerze mówiąc.

Viser złapał pistolet na moment oburącz.
- Let my hand be my weapon and my weapon fuse with hand - mówił powoli i wyraźnie - As Viser, master of my weapon I call you to protect others. Come and hear my voice, my dear friend, my weapon and my pride: Giruett
[Tłumaczenie: Niem ma dłoń będzie mą bronią, a broń łączy się z dłonią. Jako Viser mistrz broni wzywam cię w celu obrony innych. Chodź, słysz mój głos mój drogi przyjacielu, narzędzie zniszczenia i jedyna dumo: Giruett]

Oderwał lewą ręke od broni i powoli zaczął ciągnąć ją wzdłuż prawej, do ramienia. Urith naprawde zawsze chciał wierzyć w magię i moce nadprzyrodzone. Dlatego patrząc jak Viser dokonuje tak niesamowitej rzeczy nareszcie dostał znak, na który tak długo czekał.
Pistolet ręczny nieco wydłużył się do przodu, po czym zaczął wbijać się i plątać z ręką Viser'a, owijając ją we wszystkie strony. Wreszcie, gdy doszedł do mięśni ramienia, broń przestała się wydłużać i nieco się poszerzyła, a lufa jeszcze trochę wydłużyła.
Członek shiroi z wielką spluwą wymierzył w stronę drzew bardzo szybko, nie pomagając sobie wolną lewą ręką. Nie musiał naciskać spustu, broń strzeliła na życzenie, a błękitny pocisk przebił cztery drzewa. Przy przelatywaniu przez trzecie widać było jak na pobliskie drzewa wystrzeliła krew.

- Przykro mi, że musisz na to patrzeć - powiedział Viser mierząc jeszcze gdzieś między drzewa - Ale ja nie mam zamiaru jeszcze umierać, a Kuroi właśnie zabiłoby Irka, gdyby nie włączył pola siłowego. Więc, Irek dokończ, ja przypilnuję, żeby nie przeszkadzali.
- Wracając do interesów... - zaczął, gdy halabarda nagle zamieniła się w miniaturkę, a on schował ją w rękawie - Dołącz do Shiroi. Pomóż temu światu odzyskac porządek, niech zapanuje na nim pokój. I nie tylko w tym świecie. Jest jeszcze świat inny, z którego pochodzimy My, shiroi. Tam też potrzebujemy twojej pomocy. Bo gdy Kuroi opanuje nasz świat, to dobierze się do twojego. Więc, jaka decyzja?
- Tak na głodnego? - zapytał Urith naprawde zdezorientowany - Muszę to przemyśleć... Znam zasady, gdy się zdecyduję, to wiem co zrobić, czytałem wasze zaproszenie, mam je w kieszeni...
- To dobrze - powiedział Irek - Pozwól, że tu skończymy. Aniu, mogłabyś go stąd zabrać, może tu być niebezpiecznie, gdyby przybyły posiłki...
- Jasne - powiedziała blondynka stając obok Urith'a - Chłopie, trzymaj się mnie i to mocno. Obejmij mnie.

Urith z niewiadomych przyczyn uległ dziwnym skojarzeniom. Ale wiedział, że w tym musi być jakiś sens. Poza tym Ania była ładna i wogóle... Kolejny strzał, tym razem tuż obok nogi Urith'a. Natychmiast objął Anię, a ona jego. Coś powiedziała cicho, po czym Urith zobaczył park z wysoka. Bardzo wysoka. A następnie wszystko się rozpłynęło na moment.
- I jak, podoba się? - zapytała Anna Kaze szybując na niewidzialnych skrzydłach z Urithem w ramionach
- Bardzo... - powiedział niepewnie Urith
- Gdzie cię podrzucić? - zapytała blondynka patrząc Urithowi w oczy, gdy ten widział jak szybko chmury nad nimi znikają w oddali - Szybko, bo muszę do kolegów wrócić, żeby coś im się nie stało...
- Choćby tutaj - powiedział Urith - Leć, oni cię potrzebują bardziej niż ja...

Lądowanie poszło szybko. Ania zostawiła Urith'a na ziemi i podziękowała, a następnie pomknęła w stronę z której przybyła. Z oczu zniknęła mu w mgnieniu oka.
Dopiero po kilku chwilach rozejrzał się i próbował zorientować się gdzie jest. Jednak nie przeszkadzało mu to, że nie wie. Miał czas by pomyśleć. A właśnie tego potrzebował.
Ostatnio zmieniony śr lis 21, 2007 3:34 pm przez Dae, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

Obrazek
Dołącz do gry! Naruto-Arena.com

Obrazek

http://www.daegurth.blog.onet.pl

Słowo "siła" ma wiele znaczeń.
Awatar użytkownika
Pitti
SSJ 5
Posty: 2676
Rejestracja: wt kwie 24, 2007 11:05 am

Post autor: Pitti »

Jednym slowem wyrabane... Dae rox XDDD
Obrazek

I'll become The King of Pirates!
Awatar użytkownika
Kris
Avanger
Posty: 2254
Rejestracja: wt lis 22, 2005 11:33 pm
Lokalizacja: Poznań

Post autor: Kris »

Dae, ujmę to tak : artysta, który przewyższa, poetów zasługuje na oklaski.
Tak, że wspaniała efektowność odcinków, nawiązująca akcja oraz stopniująca, z pewnymi przerwami. W tej chwili, odważył bym się dać cytat z Quo Vadis ...
"...Ale nie ty, ty, który masz dar pisania lepiej niż Homer, powinieneś pisać lepiej" (coś w tym stylu). Czyli inaczej mówiąc, znakomicie jednak, potrafisz lepiej.
Obrazek

Obrazek
1. Kris ma ZAWSZE racje
2. PP3088 ma prawie zawsze racje
3. : >
Acer
SSJ 5
Posty: 700
Rejestracja: sob mar 10, 2007 7:55 pm

Post autor: Acer »

Spoko, bardzo fajne. Czekam na nowe epy. Powodzenia życzę w pisaniu.
Ja (1-09-2008 12:44)
kolumb wszedł na twoją starą i myślał że to ameryka
Pepek (1-09-2008 12:46)
A po Twojej doszedl do Indii i Antarktydy
ODPOWIEDZ